Szymon Jadczak, INTERIA.PL: Do trzech razy sztuka. Czy myśli Pan, że tym razem się uda i wkrótce wyjdzie Pan na wolność? Sławomir Sikora: Tego nie wiem, decyzja należy do pana prezydenta. Ja mogę wyłącznie walczyć o powrót do człowieczeństwa. I cieszę się, że w tej walce zdeklarowało się z poparciem ponad 28 tys. osób - w tym pisarze, publicyści, ludzie polityki i biznesu. Czy wyjdę wkrótce na wolność? Chciałbym, pragnę tego, ale dziś mogę jedynie z uporem starać się o nią. O ułaskawienie zaczął się Pan starać dopiero po długich siedmiu latach. Co działo się wcześniej? I co sprawiło, że postanowił Pan walczyć? Tak, ma pan rację. Potrzebowałem siedmiu lat, żeby się otrząsnąć z marazmu, w jaki wpadłem. Obwiniałem po skazaniu cały świat tylko nie samego siebie, stosowałem najprostsze rozwiązanie, jakie charakteryzuje większość odbywających karę. Wedle zasady, wszyscy winni mojej sytuacji tylko nie ja. Sądzę, że film "Dług" wpłynął na moją więzienną wegetację. Pozwolił mi spojrzeć na siebie. Zobaczyłem siebie z boku. I wówczas coś prysło. Zdałem sobie sprawę, że próbowałem iść na skróty, tj. załatwić sobie kredyt w banku po znajomości, co rozpoczęło później całą lawinę zdarzeń. Uznałem, że tu gdzie teraz się znajduję jest moją winą. Może również zmądrzałem, bo zacząłem czytać Biblię, a w Starym Testamencie jest wiele historii, które dla późniejszego winowajcy zaczynały się niewinnie, a skończyły tragicznie. Ale również jest w niej napisane, że można się podnieść z upadku. I ja z pomocą dobrych ludzi próbuję się podnieść. Nawet więcej podnoszę się. Czy zdarzały się chwile zwątpienia? Nie chciał Pan zrezygnować z walki i odsiedzieć zasądzonej kary? Tak, czasem gdy siedziałem w więzieniu, ogarniała mnie rozpacz. I jakimś dziwnym trafem, otwierały się drzwi, w drzwiach stawał oddziałowy i wołał: "Sikora do wychowawcy, korespondencja". A ja biegłem i przynosiłem plik listów, których wiele było od ludzi nieznajomych, piszących, że mnie popierają, żebym się nie załamywał, że są ze mną. Każdy telefon rozpoczynał się od słów ile przybyło poparć. A dziś, dziś jestem w pewnym sensie zakładnikiem wszystkim mnie popierających. Nie mogę zwątpić, oni mi nawet na to nie pozwolą. Co dnia spotykam na swojej drodze dobrych ludzi, którzy podtrzymują mnie w moim powrocie. Dlaczego z Arturem Brylińskim nie walczycie wspólnie o uwolnienie? Istnieją dwie osobne strony w sieci, a Stowarzyszenie "Dług" według nazwy działa na "rzecz ułaskawienia Sławomira Sikory". Niestety, tak jest w naszym prawie, że każdy z nas może się starać o ułaskawienie indywidualnie. Poza tym, gdy ja rozpocząłem uwalnianie się od marazmu więziennego, Artur, tak sądzę, w nim nadał trwał. Może miałem więcej szczęścia, gdyż napotkałem na swojej drodze ludzi, wolontariuszy z Gdańska, którzy postanowili mi pomóc. Może mamy inną konstrukcję psychiczną? A poza tym więzienie jest jak wiadomo specyficznym miejscem. Nie wolno się wspólnikom kontaktować, przy tym każdy z nas przebywał w innych Zakładach Karnych. Artur w Potulicach i Iławie, a ja we Włocławku. Mogę powiedzieć, że miałem szczęście, że znalazłem się we Włocławku, tam trafiłem na pasjonatów (tu mówię o więziennikach), pozwolili mi na wiele, o tym można się przekonać na mojej stronie internetowej, www.dlug.org.pl, gdzie zamieszczono trochę informacji o mojej działalności we Włocławku. Artur już się przebudził. Też zaczął walczyć. Ale każdy z nas musi sam przebyć tę drogę. Niestety tak jest. Mogę go wspierać, ale to on, nie kto inny dokonuje wyboru. Już dokonał, jest jego strona internetowa www.dlug.com.pl, stara się aktywnie wspierać działania Ludzi mu przyjaznych. Co do Stowarzyszenia to wspominałem, że jest to każdego z nas indywidualna droga. I jeszcze jedno, wolontariusze z Gdańska poświęcali i nadal poświęcają swój prywatny czas, co jest niezwykłe w czasach gdy wszyscy gdzieś biegną, spieszą się, próbując uchwyć chwilę. Nie mogłem ich obciążać, działaniami na rzecz Artura, ale zawsze gdy pisałem listy, starałem się zachęcić do pomocy Arturowi. I wreszcie znaleźli się ludzie, dzięki, którym Artur ma stronę internetową. Czy - z punktu widzenia człowieka, który zna to wszystko "od środka" - więzienia rzeczywiście spełniają swoją rolę, czy dokonuje się tam resocjalizacja osadzonych? Czy dokonuje się w więzieniu resocjalizacja? Nie wiem. Nie mnie oceniać system. Mogę wyłącznie mówić o sobie. Trzeba wpierw odpowiedzieć, jaką rolę powinno spełniać więzienie. Według mnie, więzienie powinno być miejscem, w którym urzeczywistnia się prawo. Niestety tak nie jest. Tu zależy od wielu czynników, a przede wszystkim od ludzi. Jeśli trafi się na pasjonata w służbie więziennej to można próbować się realizować. Według mnie wiezienie powinno odbudowywać kręgosłup moralny, lub wręcz go budować. Od tego się rozpoczyna przemiana przestępcy. Obecnie więzienie jest przede wszystkim przechowalnią, w jednej celi siedzą ludzie skazani za zbrodnie i drobni łamacze prawa (np. jazda po pijanemu rowerem) i teraz zależy od tego czy ta mała społeczność jest wstanie chodzić na kompromis. Jest przepełnienie. A wówczas fikcją jest resocjalizacja. Obecnie zakład karny jest wyłącznie miejscem, gdzie izoluje się ludzi od tej lepszej części społeczeństwa. Profesor Bałandynowicz, w liście popierającym Pana uwolnienie, atakuje cały system prawny. Czy to dobra droga do Pana uwolnienia? Nie wydaje mi się, że atakuje. Myślę, że każdy może sam wyciągnąć wnioski, co w swoim liście otwartym chciał pan profesor Bałandynowicz powiedzieć. Jak zmienił pana pobyt w więzieniu? Wiemy, że na przykład odkrył Pan w sobie nowe talenty... Czy odkryłem w sobie talenty? No tego nie wiem. Prawdą jest, że zacząłem pisać. I o dziwo wielu podoba się, co piszę. Mnie znów nie podoba się, już bym coś zmienił, dodał, czy wręcz czuję się zażenowany, że użyłem nieporadnie zwrotu. Ale Jerzy Pilch popełnił na mój temat felieton w "Polityce" i stwierdził, że Paganini to ja nie jestem :). Ale wydaje mi się, że mam coś do przekazania. Przede wszystkim chcę przestrzec innych przed branie sprawiedliwości w swoje ręce, że nie jesteśmy do tego uprawnienie, przygotowani. Należy zawsze zwracać się o pomoc, skryć dumę, i wołać, aż ktoś nas usłyszy. Ta książka jest również takim wołaniem. Zacząłem od końca. A jak zmienił mnie pobyt w więzieniu. Na pewno przybyło mi lat. Na pewno, zrozumiałem, że wyścig szczurów do niczego dobrego nie prowadzi, że liczą się inne wartości, że... a mógłbym tu wyliczać wiele. Nabrałem również dystansu do świata, do samego siebie i zacząłem wierzyć w drugiego człowieka, umieć czerpać z niego dobro i być może samemu nim się dzielić. Mimo, jak ktoś powiedział, że w każdym z nas jest więcej z Adolfa Hitlera niż z Jezusa Chrystusa. Wracając do tragicznych zdarzeń sprzed lat; jaki był bezpośredni impuls, który popchnął was do tak drastycznego i ostatecznego rozwiązania? Na to pytanie nie umiem odpowiedzieć. Pewnie nigdy na nie, nie będę umiał odpowiedzieć. Jedno wiem, że nie planowałem zabójstwa, planowałem pobicie, upokorzenie, ale nie odebranie drugiej osobie życia. Stało się inaczej. Dlatego nieustannie z uporem być może maniaka, staram się tym, którzy do mnie piszą, że dobrze uczyniliśmy, że to byli źli ludzie, łajdacy odpowiadać, że tak nie wolno czynić, że są dziś odpowiednie struktury w policji choćby CBŚ, czy Wydział Terroru Kryminalnego, a w prokuraturach specjalne wydziały do walki z przestępczością zorganizowaną, tam należy szukać pomocy, gdyby tak się zdarzyło, że mimo to nie ma odzewu to zawsze pozostaną dziennikarze śledczy. Bo o tym trzeba pamiętać, że od kilku lat w Polsce jest dziennikarstwo śledcze. A na początku lat 90. byliśmy bezbronni. Czy w przypadku ułaskawienia wyobraża Pan sobie powrót do normalnego życia? Czy jeszcze raz spróbuje pan sił w biznesie? Nie mierzę tak daleko. Ale pokuśmy się o spekulacje. Nie, nie wrócę do biznesu, bo dwa razy do tej samej wody nie warto wchodzić. Poza tym dziś są zupełnie inne realia. Wolę działać społecznie. I nawet mam pewne na tym polu osiągnięcia. Może będę pisał. Przede wszystkim będę wolnym człowiekiem, będę mógł dokonywać wyborów. Dziś żyję między dwoma światami, światem, do którego Pan należy i światem, do którego będę musiał powrócić, jeśli pan prezydent nie skorzysta z aktu łaski. Gdyby mógłby Pan użyć tylko jednego argumentu przemawiającego za Pana ułaskawieniem, co by Pan odpowiedział? A jaki według pana przemawia argument za moim ułaskawieniem? Myślę, że prof. Anrzej Baładynowicz, prof. Piotr Kruszyński, reżyser Krzysztof Krauze, dziennikarze m.in. Janina Paradowska ("Polityka") Joanna Solska ("Polityka"), Piotr Pytlakowski ("Polityka"), Bogdan Wróblewski ("Gazeta Wyborcza"), Jerzy Morawski ("Rzeczpospolita"), pisarz Jerzy Pilch, czy prezes Stowarzyszenia przeciwko zbrodni im. Jolanty Brzozowskiej Krzysztof Orszagh, a także 28 227 osób (dane ze strony internetowej z 25 tycznia) wypowiedziało się, ze warto dać Sławomirowi Sikorze szansę, że dziesięć lat i miesiąc, czyli 3690 dni już wystarczy. Czy wystarczy? O tym zadecyduje pan prezydent. Ja i tak do końca swoich dni będę nosić brzemię tragicznej przeszłości, od niej nikt mnie nie uwolni. Wolność jednak dla mnie jest szansą na rozpoczęcie życia od nowa. Obdarowanie mnie prawem łaski sprawi, że będę mógł spłacić swój dług wobec ludzi, którzy mi zaufali i wobec tych, którzy wątpią w szczerość moich słów i czynów.