Skąd wziął się "dług"... Na początku lat 90., tuż po zmianie ustrojowej, pojawiły się w Polsce nowe możliwości działania w obszarze biznesu. Wówczas to dwaj młodzi ludzie, Sławomir Sikora i jego przyjaciel Artur Bryliński, postanowili rozpocząć własną działalność gospodarczą. Problem pojawił się, kiedy żaden bank nie chciał udzielić im kredytu. Przypadek sprawił, że spotkali na swej drodze dawnego znajomego, Grzegorza. Ten zaproponował pomoc i szybkie zdobycie pieniędzy. Mimo że Sławomir i Artur nie przyjęli oferty, Grzegorz wkrótce zażądał od nich zwrotu fikcyjnego długu. Z czasem zaczął domagać się coraz większych kwot, a próbując je wymusić, stosował coraz brutalniejsze metody, np. on i jego ochroniarz wywozili Sławomira i Artura do lasu, gdzie bestialsko ich bili, zastraszali, grozili, że pozabijają ich rodziny. Taka sytuacja ciągnęła się przez ponad rok. Życie obu niedoszłych biznesmenów zamieniło się w koszmar. Grzegorz i jego ochroniarz Mariusz groźbami i szantażem zaczęli zmuszać ich do popełniania przestępstw finansowych i nadużyć. Sławomir i Artur czuli się zniewoleni, poniżeni i bezradni. Bandyci zapowiedzieli, że powiadomienie organów ścigania (gdzie rzekomo mieli również "swoich ludzi") lub próba wyjazdu za granicę spowoduje m.in. uprowadzenie narzeczonej Sławomira do niemieckiego domu publicznego. Właściwą przyczyną, dla której już po pierwszej rozmowie mężczyźni zrezygnowali z szukania pomocy u policji, nie była znana jej nieudolność, ale ułomność systemu prawnego, która pozbawiła ich jakiejkolwiek ochrony. Obaj nie mieli praktycznie możliwości uwolnienia się od prześladowców, bo zdegenerowany system prawny nie był w stanie chronić obywateli. Sławomir i Artur postanawiają działać. Pod pozorem transakcji zwabiają gangsterów do mieszkania, gdzie ich obezwładniają i związują. Liczą na to, że nastraszą oprawców i spowodują zmianę w ich zachowaniu. Ale Grzegorz jedynie się odgraża, że gdy tylko go uwolnią, "wykończy ich". W skrajnym napięciu, doprowadzeni do ostateczności, chcąc bronić siebie i swoje rodziny, Sławomir i Artur zabijają prześladowców, a ich zwłoki wrzucają do Wisły. Nazajutrz znajduje je przypadkowo jedna z mieszkanek, zaś Sławomir i Artur sami zgłaszają się na policję i przyznają się do winy. Dzieje się to w marcu 1994 roku. Proces Rozpoczyna się proces, który trwa 14 miesięcy. W tym czasie panuje w Polsce atmosfera strachu. Z kolejki w Gdańsku wyrzucony zostaje młody człowiek, w Warszawie zastrzelony zostaje Wojtek Król, przypadkowy przechodzień, w bestialski sposób zamordowany zostaje Tomek Jaworski, maturzysta uprowadzony z klasowego ogniska. Sędziowie częściej sięgają po wyroki dożywocia. Jeden z komentatorów stwierdził na łamach Rzeczypospolitej: "Na pewno jest to sprawa charakterystyczna dla naszego czasu, w niej ogniskują się wszystkie wątki przemian, które dokonały się w Polsce w 1989 roku. Zmiany mentalności związanej z wchodzącym kapitalizmem - dzikim, agresywnym". Lekarz sądowy, zapytany w procesie przez obrońcę, co zrobiłby na miejscu oskarżonych, odpowiedział: "Rzuciłbym się pod pociąg". Mimo iż prawnicy argumentują, że ich klienci znaleźli się w sytuacji potwornego zagrożenia, bezradności i osaczenia oraz mówią o mającym miejsce paroksyzmie strachu, Sąd Wojewódzki w Warszawie nie znajduje okoliczności łagodzących dla obwinionych. Prokurator żąda dożywocia dla Artura i 25 lat dla Sławomira. Padają określenia w rodzaju szatański plan, bestialski mord. Ostatecznie 32-letni Artur Bryliński i 33-letni Sławomir Sikora za uwolnienie się od koszmaru otrzymują wyrok po 25 lat pozbawienia wolności każdy. Pomagający im Tomek dostaje 12 lat. Po apelacji kara została obniżona do 11,5 roku. Prowadząca sprawę sędzia uzasadnia: "Oprócz instytucji takich jak policja, prokuratura czy też sąd są jeszcze telefony zaufania. Nieważne, jak oceniałoby się postępowanie tych, co zginęli. Nie zapominajmy, że byli to ojcowie i synowie". Komentując proces specjalista od prawa karnego, nieżyjący już prof. Lech Falandysz, stwierdził: "Gdybym znalazł się w ich sytuacji, postąpiłbym tak samo. Moim zdaniem w sensie etycznym możemy tu mówić o przekroczeniu obrony koniecznej, a nie o morderstwie z premedytacją". Zaś o wyroku powiedział: "Uważam go jednak za prawniczy nonsens i obrazę elementarnego poczucia sprawiedliwości". Również Jarosław Kaczyński (Prawo i Sprawiedliwość) nie krył swego oburzenia: "Nie rozumiem tego wyroku, jest horrendalnie wysoki". Tomek wyszedł na zwolnienie warunkowe dwa lata temu. Artur i Sławek mają opuścić więzienie w 2019 roku. "Dług" na ekranie Historia Sławomira i Artura, sam proces oraz werdykt sądu stały się przedmiotem licznych publikacji. Jedna z nich zwróciła uwagę reżysera Krzysztofa Krauzego i stała się inspiracją do napisania scenariusza filmu "Dług", który został zrealizowany w 1999 roku. Film był wydarzeniem artystycznym oraz społecznym. Zebrał wszystkie możliwe nagrody w kraju i między innymi za sprawą znakomitych aktorów, którzy wcielili się w postacie Artura (Robert Gonera), Sławomira (Jacek Borcuch) i Grzegorza (szczególnie pamiętny Andrzej Chyra) przypomniał szerokiemu ogółowi o sprawie, która wciąż wzbudzała wątpliwości natury prawnej i moralnej. Dług spłacony? Czy po 10 latach można uznać, że Sławek zapłacił za swój czyn? Czy dalsze gnicie w więzieniu może jeszcze mu "pomóc" wrócić do społeczeństwa? Przecież przy odrobinie nieszczęścia taka historia mogła przytrafić się każdemu. Padło na Sławka... Przez pierwsze 8 lat więzienia Sławomir nie uzyskał ani raz przepustki, przez 2 lata nie miał odwiedzin. W 2000 roku Artur, Sławek i Tomek wystąpili do prezydenta z prośbą o ułaskawienie. Szybko zdementowano podaną przez media informację, że prezydent przejął się filmem. Zgodnie z procedurą prokurator generalny zwrócił się o opinie do sądów, które orzekały w sprawie. Sądy odpowiedziały negatywnie. Mimo ponawianych próśb, prezydent RP nadal nie podjął decyzji w tej sprawie. Warto przypomnieć, że w I kadencji sprawowania urzędu Aleksander Kwaśniewski ułaskawił 2 875 osób. W sierpniu 2002 roku grupa ludzi z Gdańska założyła stronę internetową (www.dlug.org.pl) mającą na celu uzyskanie społecznego poparcia dla starań o ułaskawienie Sławomira Sikory. Już ponad 12 tysięcy internautów złożyło swoje podpisy w odpowiednim formularzu. O wolność dla niego walczy również Stowarzyszenie Przeciwko Zbrodni im. Jolanty Brzozowskiej, kierowane przez Krzysztofa Orszagha. Ks. Andrzej Starzyński, kapelan więzienny w Zakładzie Karnym Warszawa - Białołęka, mówi o Sławomirze: "Mam głębokie przekonanie, że jest on teraz innym człowiekiem niż ten, który, całkowicie zagubiony, uczestniczył przed laty w popełnionej zbrodni. Z tego też względu popieram w pełni czynione wysiłki, aby mógł on skorzystać z prezydenckiego prawa łaski". W liście do internautów Sławomir Sikora pisze: "Ktoś powie: 'Sam sobie zgotowałeś taki los'. I ma rację, ponieważ gdybym dał się zabić, nie byłoby problemu". Przez blisko 10 lat odsiadywania wyroku Sławomir notował swoje obserwacje i doświadczenia, rozważał to, co się wydarzyło w jego życiu. Złożyły się one na książkę jego autorstwa, zatytułowaną "Mój dług", która właśnie pokazała się na półkach księgarskich. Sławek Sikora przebywa aktualnie na półrocznej przepustce, która udzielona została w związku z jego kłopotami zdrowotnymi. Musi stawić się w więzieniu 8 października, by odbyć kolejne 15 lat wyroku. W więzieniu prowadzi radiowęzeł. Zorganizował wystawę poświęconą holocaustowi. Sławek aktywnie uczestniczy w pracach Więziennego Klubu Literackiego "Bartnicka 10". W książkach pt. "Katharsis" oraz "Ryszard i (nie)przyjaciele", wydanych nakładem "Bartnickiej", opublikował swoje wiersze i opowiadania. Artur przyzwyczaił się do więzienia. Wydaje się, że się poddał, grypsuje. Tak łatwiej przetrwać po tamtej stronie muru. Sławek Sikora 8 lipca był gościem serwisu Fakty na czacie. Zobacz relację