Wybory miały być przede wszystkim testem poparcia dla partii, a stały się również testem dla przyszłych koalicji i długofalowej współpracy między ugrupowaniami politycznymi. Wybory, w ocenie Kolarskiej-Bobińskiej, były więc ważnym sygnałem o postawach wyborców, ale też i o krystalizacji sceny politycznej. - Rozpoczęły silną dyskusję, które partie mogą wiązać się z którymi przy okazji przyszłych wyborów parlamentarnych - powiedziała Kolarska-Bobińska. Jej zdaniem, w tym aspekcie miały przełomowe znaczenie. Np. Platforma Obywatelska, która zawsze wstydziła się mówić o przyszłym kierunku partii, "teraz otworzyła się, zblokowała do wyborów z PSL-em; zaczęła też mówić o poparciu koalicji centrolewicowej". - Hanna Gronkiewicz-Waltz zwyciężyła właśnie dzięki głosom centrolewicy - uważa dyrektor ISP. Dodała, że elektorat kandydatki PO zmobilizowała z jednej strony niechęć do PiS-u, z drugiej strony poparcie dla niej centrolewicy. W opinii Kolarskiej-Bobińskiej przed wyborami oczekiwano, że dokonają one "istotnych rozstrzygnięć mających na celu przyszłość układu rządzącego". W efekcie nie dokonały jednak istotnego przełomu sytuacji politycznej, zasygnalizowały natomiast szereg nowych zjawisk. Dyrektor ISP wskazała na to, że z jednej strony były one silnie upartyjnione, a z drugiej wyborcy kierowali się w dużej mierze własną, autonomiczną oceną kandydatów i sytuacji. Jej zdaniem dowodzi tego zwycięstwo Jacka Majchrowskiego w Krakowie. - Często oceny i zachowania stanowiły w pewnej mierze kontrreakcję właśnie dla tego upartyjnienia. Świadczą one też o umacnianiu się postaw obywatelskich - wyjaśniła. - Dotychczas "wahadło wyborcze" na ogół wymiatało rządzących i sprawowanie władzy przez cztery lata właściwie gwarantowało, że w wyborach utraci się mandat - tłumaczyła Kolarska-Bobińska. Obecnie w I turze zostało wybranych dużo więcej wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Wielu też zostało wybranych ponownie. - Wyborcy nie kontestują więc każdego kto jest u władzy, tak jak było to często dotychczas, ale oceniają bardzo uważnie osiągnięcia i porażki - podkreśliła dyrektor ISP. W tym sensie, według niej, wybory umocniły zachowania demokratyczne. Jak mówiła, również osoby zarządzające miastem wydają się profesjonalizować. Traktują też sposób sprawowania urzędu jako ciążący na nich obowiązek, a nie jako szczebel kariery. Kolarska-Bobińska zwróciła też uwagę, że wybory wykazały malejące poparcie dla partii radykalnych i rosnące poparcie dla partii centrowych. - LPR, Samoobrona prawie zanikły; centrowa PSL natomiast odzyskuje wpływy - zaznaczyła. Jej zdaniem, spadek poparcia dla ugrupowań radykalnych może mieć to istotne znaczenie dla polityki prowadzonej przez następne dwa lata przez rząd. - Albo rząd wysłucha tych sygnałów i ukróci radykalizm swojej polityki, albo też będzie tracił poparcie - dodała. Jeden z paradoksów tych wyborów w ocenie Kolarskiej-Bobińskiej dotyczy roli funduszy europejskich. - Podkreślanie roli funduszy europejskich w wyborach miało zwiększyć poparcie dla PiS-u ponieważ to właśnie ich minister poprawił zarządzanie funduszami unijnymi, przyspieszył ich wydawanie. Sądzono też właśnie, że wpływ tych pieniędzy będzie tym, co poprawi nastroje - tłumaczyła. - Tymczasem paradoksalnie dyskusja o funduszach wzmocniła postawy proeuropejskie, co niekoniecznie przełożyło się na większe poparcie dla PiS-u - mówiła dyrektor ISP. Jak dodała, ze względu na to, iż PiS jest postrzegana jako partia eurosceptyczna i niechętna Unii Europejskiej, kampania polegająca na wykorzystaniu funduszy, mająca wzmocnić poparcie, wzmocniła proeuropejskie nastroje. Te z kolei mogły wywołać "cofnięcie" wyborców. Najlepszym tego dowodem jest zwycięstwo Hanny Gronkiewicz-Waltz w Warszawie, Jacka Majchrowskiego w Krakowie czy Tadeusza Truskolaskiego w Białymstoku. Zobacz nasz raport specjalny "Bitwa o samorządy"