- Ja współpracowałem na szczęście tylko z Andrzejem Urbańskim i dzięki temu Michał na mnie nie mógł donosić. Natomiast później jedna z kobiet z naszego środowiska, o bardzo twardym charakterze, wydusiła z Michała (Boni) przyznanie się, że na nas donosił - opowiada Dakowski. Dodaje, że wydobyli z niego to wyznanie w 1987 roku. Według relacji profesora, zaczęli szukać ubeckiej "wtyczki" w swoich szeregach, gdy bezpieka nakryła kolejno kilka "podziemnych" maszyn drukarskich, na których powstawała bibuła. - Wtedy, naciskany o wpadki z offsetami, Boni przyznał się, że jest agentem i donosi na nas do ubecji - twierdzi Dakowski. Po tym "wyznaniu" działacze "odcięli się" od Boniego. - Wpadki z drukarniami zdarzały się nadal, ale było ich mniej - dodaje Dakowski. Profesor twierdzi, że Andrzej Urbański doskonale znał sprawę. Tymczasem szef TVP Andrzej Urbański zaprzecza, jakoby wiedział o agenturalnej przeszłości Boniego. - Nie wiedziałem wtedy, że Boni był agentem - powiedział Urbański. Zdaniem Dakowskiego o tym, że Boni podpisał deklarację o współpracy, wiedzieli też inni. - Także Donald Tusk powinien wiedzieć o tym wcześniej, bo była lista Milczanowskiego (Boni jest na liście - red.), a poza tym oni byli dobrymi kumplami z KLD. Tusk powinien wiedzieć, kto jest szpiclem, a kto nie. Dziwi mnie, że dopiero w tej chwili kandydat na premiera dowiaduje się o tym - ocenia Dakowski. Na swojej prywatnej stronie internetowej Mirosław Dakowski napisał: "Po dwudziestu latach od ujawnienia agenturalnej działalności Michała Boni (TW Znak, nr. rej. 54 946) - przypomniał sobie o tym tak delikwent, jak i jego kolega z KLD i rządu Bieleckiego - Donald Tusk. Czy nie jest groźne desygnowanie na premiera człowieka z takimi zanikami pamięci? D. Tusk mówi, że Boni "powinien odpracować swe błędy" (w rządzie), "a jest zdolny"... Jakżeż zdolny w finansach był "Dziad" z Wołomina, niestety już nie odpracuje. Ale są żołnierze "Baraniny", też zdolni, panie Kandydacie... Czy nam odpracują?". Wczoraj Michał Boni, który otrzymał propozycję wejścia do rządu Donalda Tuska, poinformował, że podpisał pod wpływem szantażu w 1985 roku deklarację współpracy z SB. Oświadczył jednak, że nigdy jej nie podjął. Dodał, że swoimi - jak mówił - często przypadkowymi rozmowami z SB ani razu nikogo nie naraził na niebezpieczeństwo.