- Zjawiskiem, które może mieć wpływ na rynek handlowy jest wzrost płacy minimalnej. Podwyżka wynagrodzeń może być wyzwaniem dla niektórych sieci w segmencie sklepów gorszych pod względem efektywności sprzedaży. One mniej skorzystają ze wzrostu dochodu dyspozycyjnego. Wzrost płac powinien oznaczać, że część pieniędzy wróci do sklepowych kas dzięki większym wydatkom konsumpcyjnym klientów, ale ci mniej efektywni przychodowo nie będą beneficjentami tego zjawiska - mówi Piotr Bogusz, analityk giełdowy z Biura Maklerskiego mBanku. I dodaje, że skorzystają liderzy na rynku. To może przyśpieszyć proces konsolidacji rynku i wzrostu udziału poszczególnych sieci w handlowym torcie. Płaca ma znaczenie Od 1 stycznia 2020 roku płaca minimalna w Polsce wynosi 2600 zł brutto. W teorii powinna ona przełożyć się na wzrost siły nabywczej konsumentów i zrównoważyć konieczność podniesienia wynagrodzeń pracowników sieci handlowych. - Niestety, ani wzrost płacy minimalnej, ani transfery społeczne, nie są w stanie zniwelować wzrostu cen, z jakim mamy do czynienia w ostatnich miesiącach. Z drugiej strony wzrost płacy minimalnej stanowi poważne wyzwanie dla wielu przedsiębiorstw. Najmocniej odczują to najsłabsze podmioty - mówi Renata Juszkiewicz, prezes Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji. Silniejsi gracze na rynku już teraz podnieśli wynagrodzenia. Jako pierwsza plan podwyżek na 2020 rok ogłosiła Biedronka, należąca do portugalskiego Jeronimo Martins. To największy prywatny pracodawca w Polsce. Aktualnie zatrudnia ponad 70 tys. pracowników. W zeszłym roku zatrudnienie netto w sieci wzrosło o ponad 3,5 tys. osób. - Wynagrodzenia pracowników sieci Biedronka są wyższe od stycznia 2020 r. Podnieśliśmy je o 100-350 zł brutto miesięcznie w sklepach należących do naszej sieci oraz o 150-500 zł w naszych centrach dystrybucyjnych (jest ich 16 na terenie Polski) - wskazuje Jan Kołodyński, mł. menedżer ds. relacji zewnętrznych w sieci Biedronka. Jak dodaje, styczniowe podwyżki otrzymało niemal 57 tys. osób, przede wszystkim ze stażem pracy do pięciu lat. Od stycznia 2020 r. osoby początkujące, zatrudnione w Biedronce na pełny etat na najpopularniejszym stanowisku sprzedawcy-kasjera, będą mogły zarobić - w zależności od lokalizacji - od 3050 zł do 3400 zł brutto, wliczając w to nagrodę za obecność. W nowym roku podwyżki ogłosił także Lidl Polska. Od 1 marca 2020 r. pracownicy sklepów będą zarabiać od 3 400 zł brutto do 4 150 zł brutto na początku zatrudnienia. Po roku pracy pracodawca gwarantuje wzrost płacy do poziomu - 3 500 zł brutto do 4 350 zł brutto, a po dwóch latach stażu pracy od 3 700 zł brutto do 4 600 zł brutto. Poziom wynagrodzenia różni się w zależności od lokalizacji sklepu oraz związanych z nią kosztów życia. Na same podwyżki dla pracowników sklepów i magazynów firma wyda w 2020 r. ponad 66 mln zł. - Podwyżki wynagrodzeń od 1 marca 2020 to odpowiedź na zmieniające się warunki ekonomiczne. Ponadto zawsze dążymy do tego, aby oferować naszym pracownikom atrakcyjne warunki zatrudnienia. Oprócz najwyższych wynagrodzeń w branży zapewniamy także pakiet benefitów pozapłacowych - odpowiada na pytania Interii Lidl Polska. Wzrost płac od 1 marca zapowiedział również Kaufland (podobnie jak Lidl należy do niemieckiej Schwarz-Gruppe). Na stanowisku kasjer-sprzedawca, w zależności od stażu pracy, pracownicy otrzymają od 3200 do 3900 zł brutto miesięcznie, w tym do 500 zł dodatku motywacyjnego. Sieć przeznaczy na tegoroczne podwyżki wynagrodzeń prawie 50 mln zł. Dla przypomnienia od 2024 r. płaca minimalna, zgodnie z planem PiS, ma wynosić 4000 zł brutto. Nisza na rynku Konsumenci przyzwyczaili się do walki marketingowej dużych dyskontów. Na rynku wyrósł jednak silny segment sklepów, które w przyszłości mogą wyrosnąć na jednego z liderów branży. Mowa o sieci Dino, która zamknęła ubiegły rok z ok. 1200 sklepami. Dla porównania pod koniec 2019 r. Biedronka dysponowała 3002 placówkami, a Lidl Polska posiada aktualnie ponad 700 sklepów. - Sieć Dino to format supermarketów "proximity". Posiada sklepy o średniej powierzchni do 400 m2, a więc mniejsze placówki niż w przypadku dyskontów. Biedronki są większe i były budowane tam, gdzie występowały duże skupiska ludności. Dino lokuje się w miejscach, gdzie jest mniejsze zagęszczenie - w małych miasteczkach i miejscowościach - mówi Piotr Bogusz. I jak wyjaśnia, fenomen Dino leży w lepszej penetracji rynku niż w przypadku innych sieci handlowych. Sklep jest dobrze spozycjonowany wśród konsumentów. Na jego korzyść działa także wzrost dochodu rozporządzalnego wśród ludności, dobra koniunktura gospodarcza czy 500+, na którym skorzystały mniejsze miasta. O tym jak szybko rozwija się sieć, świadczy ilość nowo otwartych sklepów i dobre notowania na Giełdzie Papierów Wartościowych. W styczniu tego roku akcje spółki Dino Polska pokonały próg 170 zł (w czwartek jedna kosztowała 164,4 zł). - Inwestorzy giełdowi docenili w Dino sprawdzony model biznesowy oraz dynamiczne tempo wzrostu sieci i wyników. Biorąc pod uwagę średnioroczne tempo wzrostu sieci oraz wyników sieci Dino, jest to jedna z najdynamiczniej rozwijających się sieci spożywczych na świecie - wskazuje Piotr Bogusz. Z prognoz na 2020 rok wynika, że spółka przeznaczy 956 mln złotych na nakłady inwestycyjne i powiększy sieć o 293 sklepy. W 2019 roku Dino otworzyło 243 nowe placówki. - Dino rozwija się w dynamicznym, własnym tempie. Ma bardzo rozbudowaną sieć sklepów w Polsce zachodniej oraz powoli zwiększa ekspozycję na pozostałe województwa - mówi Bogusz. Jak wyjaśnia analityk, wiele sieci handlowych potrzebuje powierzchni do wynajmu i działa na zasadzie franczyzy. Dino samo kupuje grunty i buduje sklepy w trudnodostępnych miejscach. W taki sposób został wymyślony model biznesowy sieci - małe miejscowości i większy udział sklepów własnych. Co prawda spółka musi inwestować w zakup gruntów pod budowę nowych sklepów, ale grunty te nie są tak drogie jak w dużych miastach, a później nie trzeba płacić czynszu za wynajem powierzchni. Spółka współpracuje z firmą, która buduje nowe placówki. Przez to wystrój sklepów jest bardzo podobny, co wpływa na bardziej efektywne towarowanie. Zbliżone rozplanowanie na półkach pozwala zmniejszyć koszty, ułatwia rotację pracowników, co przekłada się z kolei na oszczędności. Sieć jest bliżej konsumenta, przez co nakłady na marketing są mniejsze i są przeznaczane głównie na gazetki promocyjne. - Format, w którym rozwija się Dino nie jest jeszcze wyczerpany i wydaje się bardzo atrakcyjny - podkreśla analityk. Oswojony zakaz handlu? Początek 2020 roku oznaczał dla branży handlowej wejście w życie zakazu handlu w niedzielę w docelowym wymiarze. Na pełną ocenę wpływu rozszerzenia zakazu na rynek trzeba będzie jeszcze poczekać, ale można już wysnuć pierwsze wnioski. Mówi o nich Maciej Ptaszyński, dyrektor Polskiej Izby Handlu, która jest najszerszą reprezentacją handlu detalicznego i usług w Polsce. - Obecnie w świetle danych, jakie docierają do PIH z różnych wywiadowni oraz z branży, wyłania się następujący obraz: sklepy do około 100 m2, które mogą działać w niedziele na podstawie przewidzianych przez ustawę wyłączeń, radzą sobie pomimo ograniczeń. Większe sklepy (z reguły powyżej 100 m2), które z wyłączeń skorzystać nie mogą i muszą być zamknięte w niedziele, osiągają gorsze wyniki niż przed wprowadzeniem ograniczenia. Przyczynia się do tego dodatkowo agresywna polityka marketingowa sieci dyskontowych mająca na celu wyrobienie w konsumentach nawyku dokonywania zakupów w piątek i sobotę właśnie w dyskontach - wyjaśnia Ptaszyński. Na podobne działania marketingowe, które miały wpływ na nawyki zakupowe konsumentów, wskazuje Piotr Bogusz, analityk giełdowy z Biura Maklerskiego mBanku. - Można przyjąć, że rynek dostosował się do zakazu handlu w niedzielę. Klienci przyzwyczaili się do robienia zakupów w piątek i sobotę. Kampanie marketingowe dużych dyskontów mocno wpłynęły na zachowania konsumentów. Finalnie pojawiły się głosy, że większość korzyści wynikających z zakazu handlu w niedzielę, przejęli liderzy na rynku, zmieniając zwyczaje zakupowe konsumentów - mówi Piotr Bogusz. I jak dodaje, niedziela nigdy nie była istotnym dniem, jeżeli chodzi o obroty sklepów. Większość odnotowywała wyniki poniżej średniej obrotu tygodniowego. Ze wstępnych wyników finansowych Grupy Jeronimo Martins (w tym Biedronki) wynika, że w 2019 roku sprzedaż w sieci Biedronka wzrosła o 7,9 proc. do 12,6 mld euro. Z zakazem handlu w niedzielę poradził sobie także Lidl Polska. "Operujemy na polskim rynku od 18 lat i nasze doświadczenie w prowadzeniu działalności biznesowej pomaga nam w dostosowywaniu się do bieżących warunków ekonomicznych" - czytamy w stanowisku firmy przesłanym Interii. Zakaz handlu w niedzielę krytykuje Renata Juszkiewicz, prezes Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji, organizacji pracodawców, której członkami są największe sieci handlowe. - Zakaz handlu, obowiązujący od 1 marca 2018 roku, wpłynął zdecydowanie negatywnie na branżę handlową, a całkowity zakaz obowiązujący od początku tego roku nasilił skutki. Przyczynił się do zaostrzenia konkurencji na rynku, a wręcz zmian w strukturze handlu poprzez upadek małych sklepów oraz zmniejszenie się przychodów firm w różnych formatach - mówi Renata Juszkiewicz. Jak dodaje, obecnie wiele firm funkcjonuje na granicy rentowności, a część z nich rozważa zakończenie działalności. - Zakaz handlu zdecydowanie nie służy interesom branży ani polskim konsumentom. Zakaz wspomógł głównie stacje paliw oraz przyczynił się do ekspansji rynku e-commerce - kosztem tradycyjnego handlu. Zaostrzenie regulacji od 1 stycznia br. pogłębi ten trend - podsumowuje prezes POHiD. Dominika Pietrzyk