1945 - fala powojenna - wielkie zasługi historyczne i brak odwagi, czyli król jest nagi Żyjące legendy. Ludzie, których drogę życiową kształtował Bóg, Honor i Ojczyzna. Ci, którzy wygrali wojnę, a potem zbudowali, jak mówił Papież "Polskę poza Polską". Herosi, niosący na swych barkach przez kilkadziesiąt lat niepodległą Rzeczpospolitą. Lotnicy, którzy wygrali Bitwę o Anglię, a wcześniej tą pod Monte Cassino. Ze składek tych ludzi - tysięcy prostych żołnierzy, zbudowano Polski Ośrodek Społeczno Kulturalny dla polskiej społeczności w Londynie. Zbudowano w całej Wielkiej Brytanii szereg domów parafialnych i budynków Stowarzyszenia Polskich Kombatantów. Stworzono organizację parasolową - Zjednoczenie Polskie, mającą skupiać i reprezentować wszystkie polskie organizacje wobec rządu brytyjskiego, po tym, jak Brytyjczycy uznali za stosowne wycofać oficjalne poparcie dla rządu polskiego w Londynie. Utworzono polską gazetę codzienną - "Dziennik Polski", wychodzącą nieprzerwanie do dzisiaj. Wreszcie - wspomagano na gruncie dyplomatycznym starania Polski o wejście do NATO i Unii Europejskiej. Nikt zdrowy na umyśle nie kwestionuje żadnej z tych i wielu innych ogromnych zasług powojennej fali emigracji. Ale nikt myślący dziś w kategoriach patriotyzmu nie zgodzi się na to, by Polskę wobec Brytyjczyków nadal reprezentowało grono kilku, nawet najbardziej zasłużonych, osób z pokolenia wojennego. Powód? Banalny - otóż nie jest one już w żaden sposób reprezentatywne. Ogromna większość kilkudziesięciu organizacji "reprezentowanych" obecnie przez parasolowe "Zjednoczenie Polskie" jest w fazie schyłkowej, albo wręcz ostatni członek odszedł lat temu kilkanaście. Zdaje się dostrzegać ten problem człowiek mądry i doświadczony - ostatni prezydent II RP Ryszard Kaczorowski. To on apelował na ostatnim zjeździe Stowarzyszenia Polskich Kombatantów (będącym obchodami 65-lecia SPK) do władz tego Stowarzyszenia o podjęcie odważnych i trudnych, ale koniecznych decyzji dotyczących przyszłości. Jak dotąd nic o żadnych decyzjach SPK nie słychać. Nie jest też jasne stanowisko władz Zjednoczenia Polskiego dotyczące przyszłości tej organizacji. I oczywiście można powiedzieć tak - to sprawy starych wiarusów, oficerów i żołnierzy, nic Wam, młodym do tego. I ja bym nawet przyjął takie postawienie sprawy. Tylko jak ono się ma do deklarowanego latami myślenia w kategoriach dobra Polski, w kategoriach racji stanu? Czy dobro Polski daje się budować w oparciu o zaprzepaszczanie infrastruktury wybudowanej przez przeszłe pokolenia? Czy starym patriotom wypada mówić młodym - Sami sobie wybudujcie? Nie, żeby tak mówili, ale milczenie, jak to milczenie, można interpretować różnorako... 1981 - fala "solidarnościowa" - angielscy biznesmeni Jeśli chodzi o Polaków z fali lat osiemdziesiątych, to ci napotkani przeze mnie twierdzą, że "odbili się" od muru niechęci i niezrozumienia, i po nieudanych próbach wejścia w struktury emigracji powojennej, machnęli ręką na "cały ten Polski zaścianek i cepelię" i zrobili wszystko, by wtopić się w społeczeństwo brytyjskie. Wielu z nich się udało. Wielu z nich mówi dziś lepiej i chętniej po angielsku, niż po polsku. Do Polski i Polaków mają uraz. Oczywiście - trochę w tym urazie próby samousprawiedliwienia, ale i wiele winy tych, którzy z obawy przed "szpiegami" nie byli wystarczająco otwarci, by pozwolić pokoleniu lat 80-tych włączyć się w życie polskiej diaspory. Co z nimi dalej - teraz stoją z boku, ale i są dla Polski ogromną szansą. Co zrobią - zależy od nich. Nie jest jednak tak, że piłka tylko i wyłącznie leży po ich stronie boiska. Oni nic nie muszą. Mówiąc kolokwialnie "są ustawieni". Ale się przyglądają. I albo zdecydują się działać tylko i wyłącznie jak brytyjscy biznesmeni znający psychikę i specyfikę Polaków i Polski, albo uznają, że warto coś dla Polski i dla swoich rodaków zrobić. Żeby tak uznali, muszą dostrzec w tym sens i potencjał. Nie udało się go im pokazać fali powojennej, być może uda się fali "pounijnej"... 1990 - polscy biznesmeni O ile wśród emigracji "postsolidarnościowej", przynajmniej w początkowej fazie ich rozglądania się po wyspie, była chęć włączenia się w mityczną, na kilometr pachnącą czynem patriotycznym, starą emigrację, o tyle w tych, którzy przyjechali tu po roku 1990, ta chęć występowała rzadko. Wielu z nich przyjechało tu jak normalni Europejczycy - z biedniejszego kraju, do bogatszego. Po pieniądze i lepszy standard życia. I znowu - większości się udało. Są troszkę krócej, więc i ich biznesy są często mniejsze. Ale własne. I liczące obroty w funtach, a nie w złotówkach. Mają szereg grzechów, jak wszyscy. Faktem jednak jest, że są to ludzie, którzy stoją zdecydowanie bliżej Polski i Polaków, którzy przyjechali tu po roku 2004. (Czy to dobrze dla tych ostatnich, to już inna kwestia. Bywa różnie, jak to w życiu.) Interesują się tym, co w kraju, nigdy nie byli od niego odcięci na dłużej - jak się zdarzało tym, którzy wyjechali przed i po Stanie Wojennym. Czy staną się ambasadorami Polski? Piłka jest w grze - rozgrywających znowu jest paru - w tym rządy i prawodawcy Polski i Wielkiej Brytanii. 2004 - szanse realnej integracji i wpływu Na marsz Papieski w kwietniu ubiegłego roku na Trafalgar Square przyszło 20 tysięcy ludzi. Na wiec przeciwko podatkom w marcu bieżącego roku - kilka tysięcy. Na koncert Kultu w klubie "Astoria" 8 października w centrum Londynu weszło ponad 1500 osób. Dzień wcześniej na spotkanie z prezydentem Wrocławia Dutkiewiczem lista zaproszonych gości była ściśle wyselekcjonowana - powód ten sam - zbyt dużo chętnych, zbyt mała sala Instytutu Kultury Polskiej.... Za szybką integracją i wyłonieniem reprezentacji przez najnowszą falę emigracji, stoi jeden argument - statystyki - jest nas po prostu dużo. Z 30 tysiącami nawet najszlachetniejszych i najbardziej zasłużonych 80-letnich polskich patriotów nie musiał się liczyć żaden radny, poseł czy premier. Z milionem nawet najprostszych polskich pracowników w całej Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej musi się liczyć każdy rozsądnie myślący brytyjski polityk. Ale także polityk polski. Czy się to im podoba, czy nie. Poważną próbą wyłonienia takiej reprezentacji najnowszej fali emigracji, a przy okazji stworzenia platformy do współdziałania innych, lokalnych, polskich stowarzyszeń na terenie Wielkiej Brytanii, jest Stowarzyszenie "Poland Street". Czy się uda? Myślę, że w życiu należy postępować tak, jak postać grana przez Jacka Nicholsona w "Locie nad kukułczym gniazdem", żeby zawsze móc powiedzieć - "przynajmniej próbowałem". Ale czy próba może się nie udać z pomocą Boga, jego emisariuszy na wyspach, emigracji powojennej i potencjale finansowym i intelektualnym polskich emigrantów wszystkich fal? Zbigniew Drzewiecki