- Jeszcze zanim zostałem ministrem, mówiłem, że jeśli nie było dowodów na popełnianie lub gotowość popełnienia przestępstw korupcyjnych, to nie powinno być sprawy, ani wyroku skazującego. Inaczej policja chodziłaby po urzędach i próbowała korumpować urzędników. To by było niedopuszczalne - mówił Ćwiąkalski. W jego opinii choć polski system prawny nie zna "teorii owoców zatrutego drzewa" (czyli zakazu używania w procesie karnym dowodów zdobytych nielegalnie), to obowiązuje zasada swobodnej oceny dowodów przez sąd. - A sąd w ramach tej zasady uznał dziś, że nie może akceptować dowodów zdobytych z naruszeniem prawa. Nie ma zasady, że dowody takie obowiązkowo należy uwzględniać - dodał profesor. Przypomniał, że podobne stanowisko co do używania przeciwko obywatelom podsłuchów zajął także wcześniej w innej sprawie Sąd Najwyższy. Zarazem Ćwiąkalski dodał, że sąd postąpił słusznie piętnując postępowanie Beaty Sawickiej od strony moralno-etycznej. -Ten wyrok dzisiejszy nie jest dla mnie zaskoczeniem. Zaskoczeniem był wyrok I instancji, skazujący panią Sawicką w takich okolicznościach faktycznych, przy takim naruszeniu prawa przez CBA - ocenił. W piątek warszawski sąd apelacyjny prawomocnie uniewinnił Sawicką i Mirosława Wądołowskiego, burmistrza Helu, od zarzutów korupcji. SA zmienił wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie, który w maju 2012 r. skazał Sawicką na trzy lata więzienia, pozbawienie praw publicznych na cztery lata i 40 tys. zł grzywny, a Wądołowskiego - na dwa lata więzienia w zawieszeniu na pięć lat i 20 tys. zł grzywny. Jak podkreślił przewodniczący składowi orzekającemu sędzia SA Paweł Rysiński, ustalenia sądu I instancji były prawidłowe, a ówczesna posłanka przyjęła łapówkę od udających biznesmenów agentów CBA. - I odpowiada za to moralnie - podkreślił sędzia, dodając, że odpowiedzialności karnej Sawicka uniknęła wobec stwierdzenia, że techniki operacyjne stosowane w tej sprawie przez CBA były stosowane nielegalnie.