Masz świadomość, że jest ich tu tak wielu, twoich rodaków, ludzi dorastających w tej samej polskiej rzeczywistości, ludzi mających podobne doświadczenia i tą samą co ty tęsknotę ku odległej ojczyźnie. Tak trudno jest jednak pokonać w sobie dziwny strach przed Polakami. Idziesz powoli, zastanawiając się dlaczego skazujemy się na takie wyobcowanie, gdy nagle zza rogu dobiegają do ciebie słowa rozmowy w tak znanym ci rodzimym języku. Zamiast miłego uśmiechu i chęci spojrzenia, przyspieszasz kroku, by tylko nie rozpoznali, że jesteś Polakiem, by tylko schować się w czterech ścianach mieszkania z tymi, którzy dobrze cię znają i z którymi spędzasz cały swój wolny czas. Ucieczka, to takie proste. Łatwiej jest rzucić pośpieszne "hello" sąsiadce niż powiedzieć "cześć" do kogoś, kto może być jak ty zmęczony zamykaniem się w ograniczonym środowisku. Dlaczego tak bardzo boimy się swoich rodaków, dlaczego odwracamy głowę, gdy w sklepie, restauracji czy chociażby na ulicy słyszymy polski język? Wyjechaliśmy tak daleko od naszych bliskich, tak daleko od ludzi, których dane nam było poznawać przez całe życie. Przyjazd na wyspę miał być ogromną przygodą, przynieść pieniądze, nauczyć języka, dać nowe szanse. Jedni spełniają postawione sobie cele z całą zawziętością, pokonując kolejne przeszkody i zyskując coraz to nowe doświadczenia, przynoszące nowe sukcesy. Inni, zgubieni przez złote krążki funtów tracą chęć walki przy kolejnym weekendowym szaleństwie, przy następnej butelce whisky. Wielu z nas zawarło mieszane narodowościowo małżeństwa, patrząc teraz na swe maleńkie rudowłose pociechy i z lekkim uśmiechem słuchając kolejnych słów, mało przypominających język polski, a jednak tak zawzięcie wypowiadanych przez przekonanego o swych zdolnościach językowych małżonka. Są też rodziny, które odnalazły swój dom i nie chcą już wracać do kraju, bo tu jest ich życie i życie ich dzieci, które nie jest już tylko uzależnione od płacenia rachunków, lecz od inwestycji w siebie, a także w przyszłość. My wszyscy i ci, których historie różnią się od opisanych, zdarza się że przechodzimy na drugą stronę ulicy, gdy z oddali rozpoznajemy polskie twarze. Emigracja skazuje nas często na wyrzeczenia dla większego dobra, dla osiągnięcia celów, ale też czasem skazuje na samotność. Jeśli tylko spróbujemy choć na chwilę przypomnieć sobie, że pieniądze nie wystarczą, by poczuć się chcianym, tolerowanym i szanowanym, jeśli choć na jedną minutę zrodzi się w nas chęć zrobienia czegoś dla samych siebie nie odwracajmy wzroku od tych, co walczą o naszą społeczność, organizują spotkania, tworzą polska kulturę. Najprościej jest powiedzieć, że nie ma się czasu, bo przecież czas to pieniądze. Jednak to właśnie ten czas tworzy miejsca pracy dla obcokrajowców, czas, w którym dajemy się poznać naszym rodakom, a tym samym tym, którzy nimi nie są. Po pierwszej fali emigracji sprzed lat został tylko posmak Polaka dobrego i solidnego pracownika. Teraz tworzy się nowy obraz, który pozostanie w świadomości tych co tutaj zostaną oraz ich dzieci, w których żyłach popłynie przecież bratnia, polska krew. Kolejny, lecz inny od poprzedniego dzień przebija się słońcem przez deszczowe chmury irlandzkiego nieba. Mijasz sklepowe wystawy pełne wyprzedaży i zbłąkanych spojrzeń kupujących. Zastanawiasz się, skąd w Irlandczykach rodzi się ta dziwna chęć kupowania wszystkiego, co tylko przykuje ich uwagę. Tłumaczysz sobie, że to zapewne wynika z dobrobytu, w którym żyją i z łatwości posiadania, jaką daje im życie. Jednak przecież i ty mógłbyś teraz wybrać ciekawy drobiazg, a nawet coś bardzo wysublimowanego bez wyrzeczeń i spoglądania na konto bankowe, ale to nie dziś, dziś nie ma na to czasu. W oddali słyszysz głośną rozmowę w znajomym języku, to polska para, którą poznałeś na spotkaniu u przyjaciół. Uśmiechasz się, witasz i znów wracasz do szybkiego kroku swojej wędrówki. Tego popołudnia nie spędzisz na oglądaniu telewizji czy zabijaniu czasu jakąkolwiek formą rozrywki, którą z taką łatwością oferuje ci rzeczywistość. Dziś spotkasz się ze swoimi rodakami, by tworzyć coś ważnego, coś, co da obraz, jak bardzo cenisz swój kraj i jak starasz się o jego wizerunek w oczach tubylców. Tego innego dnia nie będziesz się ukrywać, a zaczniesz tworzyć przyszłość. Czy nie jest to miłe uczucie? Niedawno miałam przyjemność uczestniczyć w starannie przygotowanej inicjatywie polskiego środowiska naukowego na ziemi Irlandii Północnej. Spośród wszystkich Polaków jakich znam, mających wolny czas tylko jedna osoba wyraziła chęć uczestniczenia w tak niebanalnym przedsięwzięciu. Dla innych ważniejsze okazały się zakupy, filmy czy też wieczorne wyjście, do którego trzeba się przyszykować wiele godzin przed nim. Spotkanie okazało się bardzo miłym i ciekawym wydarzeniem kulturalnym, a moje relacje z niego sprawiły, że niektórzy zaczęli żałować swojego lenistwa czy bierności na takie inicjatywy. Wywołało to u mnie pewną satysfakcję i nadzieję, że być może następnym razem przemyślą co powinno być dla nich naprawdę ważne i odczują chęć integracji ze swoją ojczyzną i rodakami. Strach przed innymi Polakami jest rzeczą powszechną i chyba każdy z nas spotkał się z takim zachowaniem. Nie jest to strach rozumiany dosłownie, jest to lęk przed utratą, przed świadomością niebezpieczeństwa. Tylko czy nie tracimy najwięcej, uciekając od tych, co powinni być nam najbliżsi? Nie ma sensu poddawać się temu lękowi, bo nie pozostanie po nas nic na tej jeszcze obcej, irlandzkiej ziemi. Może warto podjąć działania i posłuchać słów Franklina Delano Roosevelta: "Jedyną rzeczą jakiej powinniśmy się bać jest sam strach". Nasze wspólne życie w Irlandii nie ma znamion zagrożenia, nie jesteśmy sobie wrogami i nie starajmy się nimi być. Jesteśmy równi sobie i nie lepsi od siebie nawzajem. Nie odwracajmy się od naszych rodaków, szanujmy inicjatywy społeczności polskiej i uczestniczmy w nich, a poczujemy, że jest warto, gdyż zawsze warto jest podjąć walkę o tolerancję i wzajemny szacunek. A tego najbardziej nam na emigracji potrzeba. Teresa Jagodzińska