Cimoszewicz podkreślił na specjalnej konferencji prasowej, że w toku kampanii wyborczej "w wyjątkowo nikczemny sposób" zaatakowano jego rodzinę, w tym dzieci, dlatego nie może i nie chce pozostać bierny. Cimoszewicz dodał, że nie widzi pośród rywali osoby godnej tego urzędu. - Z szacunku dla osób udzielających mi poparcia nie będę udzielał instrukcji kogo powinny poprzeć, bo sam wśród kandydatów nie widzę osoby godnej tego urzędu - podkreślił Włodzimierz Cimoszewicz. "Czarna kampania odniosła skutek" Zdaniem Cimoszewicza, w obecnej kampanii "doszło na skalę wcześniej niespotykaną do posługiwania się kłamstwami, oszczerstwami i bezpodstawnymi zarzutami". - Bez skrupułów sięgnięto też do fałszywych świadków i dokumentów. Ta zmasowana akcja czarnej propagandy skierowana przeciwko mnie przyniosła zamierzony skutek - mówił ogłaszając swoją rezygnację. Według marszałka, wymierzona w niego "negatywna kampania miała swoją logikę". Jak podkreślił, logika ta polegała na tym, "że codziennie, co kilka dni" pojawiały się kolejne zarzuty, z których dziennikarze czynili "sensacje". Cimoszewicz ocenił, że "dochodziło do przekraczania kolejnych granic absurdu". Jak powiedział, we wtorek usłyszał od pewnej dziennikarki, że "zawodowo zajmował się transakcjami giełdowymi". Jak podkreślił, dokonał w sumie 8 transakcji giełdowych. - Na tych transakcjach straciłem - oświadczył. Pierwotnie dziś Cimoszewicz miał przedstawić dokumenty ze swojego biura maklerskiego, dotyczące jego transakcji na giełdzie. Zamiast tego ogłosił jednak rezygnację. Tymczasem Prokuratura Okręgowa w Warszawie dostała już dane dotyczące rachunku maklerskiego Cimoszewicza. Od prokuratorskiej oceny tych materiałów zależy ewentualne wznowienie śledztwa w sprawie zatajenia informacji w oświadczeniach majątkowych Cimoszewicza. Powody rezygnacji Cimoszewicza komentują reporterzy RMF, Beata Lubecka i Przemysław Marzec: Komentarze specjalnie dla INTERIA.PL - Ja nie ukrywam, że namawiałem marszałka Cimoszewicza, żeby nie rezygnował. Należę do grona jego najbliższych przyjaciół i wiem jak dramatyczna była jego osobista sytuacja - powiedział INTERIA.PL rzecznik Cimoszewicza, Tomasz Nałęcz. - Człowiek, który wchodzi do polityki, jest przygotowany na przyjęcie każdego ciosu, jeśli chodzi o jego osobę. Natomiast jeśli rykoszety tych ciosów uderzają w najbliższą rodzinę, tak jak jest to w przypadku Cimoszewicza, to rzeczywiście trudno jest mówić "trwaj dalej, wygramy", bo być może cena, jaką zapłaci najbliższa rodzina, jest zbyt wysoka - dodał Nałęcz. Nałęcz - były szef sztabu wyborczego Marka Borowskiego - powiedział dziś też dziennikarzom, że po rezygnacji Cimoszewicza na pewno nie zagłosuje na Borowskiego. Zaznaczył, że od osoby "tego formatu", jaką jest jego były kolega partyjny (razem z Borowskim Nałęcz zakładał SdPl - red.) oczekiwał, że odetnie się zdecydowanie od "czarnej propagandy" skierowanej przeciwko Cimoszewiczowi. - Szczerze powiem, że ja się marszałkowi Cimoszewiczowi nie dziwię. Kiedy kampania zaczyna dotykać rodziny, to człowiek nie ma wyboru. Nikt się przed takimi atakami nie obroni - powiedziała nam z kolei Jolanta Banach, wiceszefowa SdPl. - Od początku było jednak wiadomo, że ta kampania będzie brutalna, nie będzie przebierała w środkach i myśmy o tym mówili Cimoszewiczowi i był czas, w którym Cimoszewicz powinien poprzeć Marka Borowskiego - dodała Banach. - Powiem krótko: szkoda, że marszałek Cimoszewicz zrezygnował - powiedział natomiast INTERIA.PL szef popierającego marszałka Sejmu Stowarzyszenia Ordynacka, Marek Siwiec. - Ordynacka jutro zbiera się w tej sprawie. Na pewno to nie będzie spotkanie radosne, ponieważ w tej walce politycznej, w którą byliśmy zaangażowani i wielu naszych członków organizowało kampanię Włodzimierzowi Cimoszewiczowi, straciliśmy zawodnika w najmocniejszej kategorii wagowej. To już nie jest ten mecz. Kiedy nie ma się swojego zawodnika, zupełnie inaczej się kibicuje - dodał Siwiec. Popierający Cimoszewicza politycy lewicy są załamani jego decyzją. Posłuchaj relacji reportera RMF, Tomasza Skorego: Rywale liczą na głosy Cimoszewicza Tymczasem rywale Cimoszewicza liczą na to, że jego rezygnacja przysporzy im pogłosów. Lech Kaczyński liczy na to, że przynajmniej część zwolenników marszałka Sejmu zagłosuje na niego. - Ja się cieszę z tego powodu, ze może nastąpi koncentracja głosów ludzi, którzy przeciwstawiają się ultraliberalnemu programowi, który w sposób w sposób oczywisty wzmacnia bogatych, a osłabia słabsze, a nawet średnie grupy - powiedział Kaczyński, dodając, że taki ultraliberalny program reprezentuje Donald Tusk. Komentując opinie, że rezygnacja Cimoszewicza może spowodować wygraną Tuska już w pierwszej turze, Kaczyński stwierdził: - Ja się o tyle nie zgadzam, że elektorat autentycznie lewicowy na pewno nie ma charakteru liberalnego, natomiast jeżeli chodzi o pewną grupę ludzi zainteresowanych w tym, żeby ich nie spotkała jakaś krzywda, to ta grupa jest w istocie wpływowa, ale bardzo nieliczna. Z kolei Marek Borowski oświadczył, że "od początku uważał, iż start Włodzimierza Cimoszewicza był błędem politycznym. Nie gwarantował sukcesu: odbudowy uczciwej, wiarygodnej lewicy w Polsce. Wręcz utrudniał ten proces - ocenił Borowski. Borowski zwrócił się jednocześnie do zwolenników Cimoszewicza o poparcie swej kandydatury. Uważa on, że po rezygnacji Cimoszewicza ma szansę na wejście do drugiej tury. Zastrzegł jednak, że wycofanie się Cimoszewicza w wyniku "brutalnej kampanii" nie sprawia mu żadnej satysfakcji. Na głosy elektoratu Cimoszewicza liczy też Andrzej Lepper. Jak powiedział, "dobrze się stało dla Polski, że taki człowiek, który nie mówił prawdy, który arogancko zachowywał się w stosunku do innych, nie będzie kandydował". - Cimoszewicz oszukiwał, bo jak się okazało, robił operacje na giełdzie, choć wcześniej mówił, że nie. I to nieważne, że było ich kilka - powiedział Lepper. Natomiast Donald Tusk zaznaczył, że "nie ma w sobie takiej pychy", żeby liczyć w wyborach prezydenckich na głosy zwolenników Cimoszewicza. Jak dodał, "jest głęboko przekonany i ma nadzieję", że ci Polacy, którzy chcieli głosować na Cimoszewicza, znajdą "swój wybór" w wyborach parlamentarnych i prezydenckich. Wyraził nadzieję, że z powodu rezygnacji Cimoszewicza "frekwencja nie będzie niższa". Zdaniem Tuska, Cimoszewicz zrezygnował ze startu w wyborach prezydenckich głównie dlatego, że nie potrafił do końca wyjaśnić spraw, które interesują opinię publiczną. Tusk zadeklarował, że nie odczuwa żadnej satysfakcji z powodu rezygnacji Cimoszewicza, która jest przestrogą dla wszystkich polityków w Polsce. - Ostatecznie zakończył się czas uciekania od pełnej prawdy, ta prawda każdego z nas dopada - zaznaczył Tusk. Cimoszewicz nie wytrzymał psychicznie? Według byłego posła SLD, Wiesława Kaczmarka, przyczyną rezygnacji Cimoszewicza może być "zimna kalkulacja wynikająca z oceny tendencji w sondażach". Poparcie dla Cimoszewicza spadło w ostatnich tygodniach do kilkunastu procent. Kaczmarek uważa też, że Cimoszewicz najwyraźniej nie wytrzymał psychicznie ostatnich ataków na niego. - To polityczny bełkot, którego - znając jego konstrukcję psychiczną - nie wytrzymał (Cimoszewicz - red.) - podkreślił Kaczmarek. Podobnego zdania jest były prezydent, Lech Wałęsa. - Psychicznie nie wytrzymał, ale z taką psychiką też nie można być prezydentem. Tak więc chyba dobrze zrobił - powiedział Wałęsa. Prezydent Aleksander Kwaśniewski jest zdania, że Cimoszewicz rezygnując ze startu w wyborach prezydenckich "podjął bardzo trudną i dramatyczną decyzję". Podkreślił, że decyzję Cimoszewicza przyjmuje z żalem, ale i ze zrozumieniem. "Jako prezydent przyjmuję ją z żalem, gdyż Cimoszewicz jest politykiem najlepiej przygotowanym do wypełnienia w przyszłości tego urzędu. Jako człowiek rezygnację Cimoszewicza przyjmuję ze zrozumieniem" - czytamy w komunikacie Kancelarii Prezydenta RP. "To przejmujący protest przeciwko brutalizacji polityki" - dodaje w komunikacie obecny prezydent. Z kolei szef PO Jan Rokita nazwał decyzję Cimoszewicza "roztropną". - Całe jego kandydowanie było obarczone grzechem niedotrzymywania raz publicznie danego słowa - powiedział Rokita. Jak przypomniał, Cimoszewicz już wcześniej publicznie zapowiedział, że w ogóle nie będzie kandydował i nie dotrzymał słowa. Nie chciał, ale musiał Przypomnijmy, że Cimoszewicz początkowo długo wahał się, czy wziąć udział w wyborach prezydenckich. Najpierw ogłosił, że po zakończeniu obecnej kadencji Sejmu, którego jest marszałkiem, skończy z polityką. Jednak - jak sam mówił, głównie w odpowiedzi na prośby tysięcy wyborców, którzy przysyłali do niego listy i e-maile w tej sprawie - zmienił zdanie i ogłosił, że jednak weźmie udział w wyścigu o fotel prezydencki. Popierany przez prezydenta Aleksandra i Jolantę Kwaśniewskich oraz SLD Cimoszewicz szybko stał się liderem sondaży i jednym z faworytów do fotela prezydenta. Dobra passa skończyła się jednak z chwilą jego wezwania przed komisję śledczą ds. Orlenu. Z pierwszego przesłuchania marszałek ostentacyjnie wyszedł, ale już w czasie kolejnego posłowie mocno przycisnęli go m. in. w sprawie nieścisłości w jego oświadczeniach majątkowych. A potem pojawiła się Anna Jarucka, była asystentka Cimoszewicza, której zeznania obciążyły dodatkowo marszałka. I choć Jarucka zniknęła, a prokuratura zamierza postawić jej zarzuty składania fałszywych zeznań, notowania Cimoszewicza w sondażach znacznie spadły, a na zdecydowanego faworyta wyborów wyrósł Tusk.