Wręczając marszałkowi projekt budżetu premier podkreślił, że po raz kolejny został dotrzymany konstytucyjny termin. Dodał, że to budżet, który "zakłada bardzo wysoki wzrost gospodarczy, rzędu 5 proc., najwyższy od 6 lat, zakłada najniższy fiskalizm w trzeciej Rzeczpospolitej oraz możliwość absorpcji środków pochodzących z Unii Europejskiej". - Jest to pierwszy budżet przekazany przez Radę Ministrów, który uwzględnia wszystkie okoliczności wynikające z obecności Polski w UE - podkreślił Miller. Borowski, odbierając projekt, zaznaczył, że "dzień wręczenia budżetu jest najważniejszym dniem zarówno dla rządu, jak i dla posłów". Zapowiedział także, że pierwsze czytanie odbędzie się na następnym posiedzeniu Sejmu, czyli między 14 a 17 października. Premier, pytany jak zamierza bronić budżetu w Sejmie przed krytyką opozycji i ekonomistów, odpowiedział: - Opozycja zawsze krytykuje budżet. (...) Natomiast jeśli chodzi o ekonomistów, to krytykuje tylko część, zwłaszcza tych, którzy na przykład tworzyli program gospodarczy AWS, dzięki któremu bezrobotnych w Polsce przybyło milion, a tempo wzrostu dochodu narodowego spadło o 80 proc. - dodał. Według Millera, w Polsce jest grupa ekonomistów, która ciągle się myli. - Ani razu nie potrafią przewidzieć poziomu inflacji i ci sami mylą się także w sprawie budżetu - dodał. Raczko podkreślił, że przedwczesne jest łączenie kwestii budżetu z zachowaniem złotego. Złoty we wtorek nadal osłabiał się względem euro. Na otwarciu banki płaciły za euro najwięcej w historii, czyli 4,63 zł, o 4 gr więcej niż w poniedziałek wieczorem. - Założenia budżetu były znane już w lipcu, poziom deficytu deklarowany był przez rząd w sierpniu, a zarys całego budżetu został przekazany do konsultacji społecznych na początku września - zaznaczył minister finansów. Jego zdaniem, kształt budżetu w podstawowych rozwiązaniach był znany i wiązanie tego bezpośrednio z tym, co się dzieje ze złotówką, jest daleko idącym uproszczeniem. Raczko dodał, że generalnie rynki finansowe są niestabilne. Premier poinformował także, że RM dzisiaj przyjęła "fundamentalną ustawę o swobodzie działalności gospodarczej". - To jest konstytucja wyznaczająca warunki prowadzenia działalności gospodarczej, która zakłada poszerzenie swobód gospodarczych, zwiększenie możliwości prowadzenia działalności gospodarczej oraz uproszczenie czy zdjęcie działalności kontrolnych - podkreślił. Projekt budżetu, który rząd przyjął w zeszłą sobotę, zakłada, że deficyt budżetowy wyniesie w przyszłym roku 45,5 mld zł, dochody 152,75 mld zł, a wydatki 198,25 mld zł. Zgodnie z konstytucją, rząd przedkłada Sejmowi projekt budżetu najpóźniej na trzy miesiące przed rozpoczęciem roku budżetowego. W wyjątkowych przypadkach możliwe jest późniejsze złożenie projektu w Sejmie. Senat może uchwalić poprawki do budżetu w ciągu 20 dni od dnia przekazania tam ustawy. Prezydent podpisuje ustawę budżetową w ciągu 7 dni od dnia przekazania jej przez marszałka Sejmu. Jeżeli w ciągu czterech miesięcy od dnia przedłożenia Sejmowi projektu budżetu nie zostanie on przedstawiony prezydentowi do podpisu, ten może zarządzić skrócenie kadencji Sejmu. Szczegóły dotyczące przyszłorocznego budżetu na stronach biznes.interia.pl Zdaniem niezależnych ekonomistów tak skonstruowany budżet nieuchronnie skończy się budżetową katastrofą, na miarę tej w Argentynie. Bogusław Grabowski z Rady Polityki Pieniężnej uważa, że budżet jest "skandaliczny", a rząd uprawia kreatywną księgowość i ukrywa wydatki. Rzeczywisty deficyt w przyszłym roku może się więc zbliżyć do 60 mld zł. Do wydatków nie zakwalifikowano bowiem wpłat do Otwartych Funduszy Emerytalnych i wpłat do kasy Unii Europejskiej. O kreatywnej księgowości mówi także prof. Jan Winiecki i zaznacza, że przyszłoroczny deficyt będzie największym w historii polskiej transformacji. Budżet - jak zaznacza - jest budżetem wyborczym, nastawionym na to, aby rozkręcić tę koniunkturę, podnieść stopę wzrostu gospodarczego przed wyborami 2005 roku. Przyjdzie nam jednak za niego zapłacić. Ten budżet oznacza bowiem zdestabilizowanie gospodarki. Jeden nurt: zdestabilizowanie przedsiębiorczości poprzez wyższe koszty kredytów. Drugi nurt: osłabianie polskiej waluty - to z kolei odbija się wyższymi cenami importowymi i wyższą inflacją. Przeczytaj wywiad: Winiecki: zapłacimy za budżet wyborczy