Okazuje się, że 90 procent z przebadanych 3 tysięcy Brytyjczyków nie ma problemu ze zrozumieniem hiszpańskiego "hasta la vista" (do zobaczenia), natomiast tylko 34 procent zna nazwę "scran" z Meyerside - rejonu na zachodnim wybrzeżu środkowej Anglii, gdzie oznacza ona żywność, jedzenie. Jedna czwarta Brytyjczyków sądzi, że popularne w Kornwalii określenie turystów "emmets" ma pochodzenie albo hiszpańskie, albo greckie. Jedna piąta uważa, że określenie na kogoś głupiego - "a daft ha-porth" używane w Yorkshire jest zwrotem albo duńskim albo... polskim. "Różnorodność dialektów w Zjednoczonym Królestwie powinna być powodem do radości, a badanie to pokazuje, że balansują na krawędzi wymarcia" - powiedział profesor Paul Kerswill. "Powinno się zachęcać Brytyjczyków do obcowania z bogactwem własnego języka, by zachować jego charakterystyczne cechy i osobliwości" - zaleca profesor.