Pośrednią przyczyną otyłości jest fakt, że Brytyjczycy nie potrafią gotować. Ich umiejętności kulinarne ograniczają się do obsługi mikrofalówki, a kuchenki pełnią w domu zaledwie funkcję dekoracyjną. Przeciętny Brytyjczyk najczęściej jada poza domem. Rano ciężkie śniadanie, w południe lekki lunch i późnym wieczorem ciężkostrawny obiad. Na podwieczorek czekolada, baton lub drożdżówka. Po tradycyjnym walijskim śniadaniu można przenosić góry... o ile człowiek jest się w stanie schylić, żeby zawiązać sznurówki. Boczek, jajko sadzone, groszek w sosie pomidorowym, kiełbaska, pieczarki i tost ociekający masłem. Na lunch - w zależności od upodobań - ryba z frytkami, kanapki, hamburger. Wszystko to kupione w barze, chińskiej restauracji czy sklepie. Kuchnia domowa istnieje w Wielkiej Brytanii w wersji szczątkowej. Nikt nie przykłada się do zdrowego, przyrządzonego we własnej kuchni, jedzenia. Aby zwalczyć, przynajmniej częściowo problem otyłości, brytyjski rząd wystąpił z pomysłem wprowadzenia do szkół nauki gotowania. To, czego kiedyś uczyły babcie czy mamy, przechodzi w ręce specjalnie wyszkolonych kulinarnie nauczycieli. Zdaje się, że tylko oni mogą wziąć na siebie odpowiedzialność nauczenia najmłodszych Brytyjczyków korzystania z dobrodziejstw kuchni. Jedna godzina tygodniowo przez jeden semestr - tyle czasu będą musieli poświęcać uczniowie w wieku od 11 do 14 lat na naukę gotowania. Ed Balls, minister ds. dzieci, szkół i rodziny, poinformował, że w akcji weźmie udział około 800 nauczycieli, a lekcje będą się odbywać w 85 proc. szkół (do 2011 każda placówka zostanie objęta tym programem). Zobacz galerie: Puszyste Świat tyje Polecamy: Wasze artykuły EKM