Premier, który udał się do Brukseli na szczyt unijnych przywódców, bagatelizował sprawę. Mówił, że procedura została wszczęta w styczniu. Tymczasem unijna komisarz ds. pomocy Kristalina Georgieva poinformowała o postępowaniu przeciw Polsce teraz i to w kontekście polskich starań o pomoc z Europejskiego Funduszu Solidarności. Premier obiecał jednak poprawę: "Nie sądzę, żeby ta sprawa miała jakiś dalszy zły ciąg. Tym bardziej, że będę oczekiwał od moich urzędników maksymalnego przyspieszenia prac". Przyspieszenie jest więcej niż konieczne, bo z informacji korespondentki RMF FM Katarzyny Szymańskiej-Borginon wynika, że Komisja Europejska szykuje się, by już w najbliższą środę przejść do drugiego etapu postępowania o naruszenie unijnego prawa. Oznacza to, że informacje, które rząd ostatnio jej przesłał, były niezadowalające. Jeśli więc gabinet Tuska nie przyspieszy, będzie nam grozić sprawa przed Trybunałem Sprawiedliwości w Luksemburgu i bardzo wysokie kary. "To godne pożałowania" - To godne pożałowania, że kraje, które są zwykle najpoważniej dotykane przez powodzie - w tym Polska, jeszcze nie wdrożyły tych procedur - mówiła wczoraj Georgieva w europarlamencie podczas debaty na temat powodzi. Według korespondentki RMF FM, nie jest prawdopodobne, by Bruksela nas ukarała i nie przekazała pieniędzy na walkę ze skutkami powodzi. Źle to jednak świadczy o polskich władzach. Staramy się bowiem o unijne pieniądze na usuwanie powodziowych szkód, a nie wdrażamy unijnego prawa, które ma powodziom zapobiec. Unijna dyrektywa, której polski rząd nie wdrożył, przewiduje: przeprowadzenie do 2011 roku oceny ryzyka powodziowego, czyli przebadanie wszystkich tras rzecznych; do 2013 roku - opracowanie konkretnych map, a do 2015 - przygotowanie konkretnych planów zapobiegania i walki z powodzią. Komisarz Georgieva wyraźnie dała do zrozumienia, że ostania powódź powinna być dzwonkiem alarmowym dla rządów.