Do zdemaskowania swego szefa w znacznej mierze przyczynili się podwładni, którzy przed obliczem prokuratora powiedzieli wszystko, co leżało im na sercu. Cytat z aktu oskarżenia: (...) Przesłuchana w charakterze świadka Ilona R. wyjaśniła, iż wiedziała, że brała pieniądze za masaże. Jednak nie były to masaże, lecz nierząd uprawiany przez kobiety zatrudnione w klubie. Dodała, że już wcześniej z obserwacji miała świadomość tej pracy, ale dopiero w pełni zasady wyjaśnił jej Mateusz T.(...) Pracownice nocnego przybytku z najmniejszymi szczegółami opisywały tajniki wykonywanej profesji. Zgodnie zeznały, że masaże brały od 60 do 200 zł. przekazując całość zatrudnionym w lokalu "menagerom". Jeden z nich w przypływie szczerości zeznał nawet, że to, co działo się "na pokojach" polegało w głównej mierze na doprowadzeniu klienta do wytrysku. Nie zaprzeczył, że od czasu do czasu sam z poświęceniem wykonywał podobne manipulacje na ciałach tych członków klubu, których orientacje seksualne nieco odbiegały od ogólnie przyjętej normy. Za to sam boss uwielbiał dobrze się bawić. Tym bardziej, że był na swoim. Nie zawsze jednak humor mu dopisywał. W takich sytuacjach dawał czadu z grubej rury, albo raczej z rurki skręconej ze stu złotowego banknotu, za pomocą której pochłaniał spore ilości dobrze spreparowanej heroiny. - Kiedyś chciał mnie tym poczęstować. Ja powiedziałam, że jak już, to ewentualnie mogę napić się alkoholu, ale narkotyków nie będę zażywała. Wtedy on oświadczył, że ma za fotelem rękę sprawiedliwości. Chwilę potem wyciągnął kij baseballowy- zeznała jedna z dziewcząt, które zatrudniał. Mateusz T. lubił mieć coś twardego pod ręką. Ot tak, na wszelki wypadek. Poza tym miał bardzo porywcze usposobienie. Częstokroć lżył swoich pracowników, częstował kuksańcami - słowem, traktował ich w poniżający sposób. Nie stronił również od testowania żeńskiej części załogi klubu. Nie przepuścił nawet barmance. - Działał z zimną krwią, bez żadnych skrupułów. Rzucił mnie na fotel i zgwałcił, a po całym zdarzeniu groził, że jeśli powiem o tym komukolwiek, wówczas wp... mi, mężowi, a potem pojedzie do matki i też coś jej zrobi - zeznała pokrzywdzona. Zdarzało się, że do bossa przyjeżdżało rozbawione towarzystwo. Wtedy on sam wołał do gabinetu kilka dziewcząt, które potem zabawiały znajomków. Na deser jak zwykle serwował swoje białe antidotum na wszystkie dolegliwości. - W trakcie rozmowy wyciągnął z kieszeni biały proszek w torebeczce. Wysypał go na biurko. Potem z proszku utworzył ścieżkę i wciągnął ją za jednym zamachem do nosa. Zachęcał mnie do zażywania proszku. Mówił, że pomoże mi to w walce z bezsennością i zmęczeniem. Powtarzał, że jest to produkt najwyższej klasy. Teraz boss ma proces sądowy. Prokuratorzy zarzucają mu czerpanie korzyści z cudzego nierządu oraz namawianie do prostytucji i zażywanie narkotyków. On sam nabrał wody w usta i twierdzi, że cała ta sprawa jest wynikiem zmowy ze strony konkurencji. Stanowczo też zaprzecza rzekomym pomówieniom sfingowanym przez pracowników klubu. Ostatnio przybrał dość szczególną linię obrony. Twierdzi, bowiem, że cierpi na schizofrenię pourazową. Biegli w tym względzie zajęli nieco inne stanowisko. Według nich boss jest zdrów jak ryba. Kajetan Berezowski