Boni, który w środę publicznie przyznał się do podpisania deklaracji współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa jest oburzony sugestiami Dakowskiego, którego - jak twierdzi - w ogóle nie zna. Profesor powiedział TVN24, że Boni donosił na opozycję, i ujawnił SB, gdzie znajdowały się podziemne drukarnie. - Nie znam prof. Mirosława Dakowskiego. Nie współpracowałem z wymienionym przez niego podziemnym wydawnictwem "Wydawnictwo". Pracowałem dla pisma "Wola" - zapewnia Boni. - Nie ujawniłem też SB adresu żadnej tajnej drukarni. Nie drukowałem, więc nie wiedziałem, gdzie znajdują się offsety. W konspiracji - ze względu na bezpieczeństwo - obowiązywała zasada, że osoba która nie zajmowała się drukowaniem, nie znała lokalizacji podziemnych drukarni - podkreśla Boni. I dodaje: - Gdybym donosił - jak twierdzi Dakowski - i działacze podziemia, by to tym wiedzieli, to mazowiecka "Solidarność" nie wybrałaby mnie w 1989 r. na szefa regionu. Jak mówi Boni, po zapoznaniu się z artykułem skontaktował się ze swoim adwokatem. - Jeśli prof. Dakowski mnie nie przeprosi i nie sprostuje podanych przez siebie informacji, wystąpię na drogę prawną - zapowiada. - Nie byłem agentem i na nikogo nie donosiłem. Nikogo też nie skrzywdziłem. Ale przepraszam, w tym również mazowiecką "Solidarność" za to, że tak długo zwlekałem z poinformowaniem, że podpisałem deklarację współpracy z SB - dodaje. Boni nie wyklucza, że prof. Dakowski mógł go z kimś pomylić.