Impreza, której początki sięgają lat 80., na stałe wpisała się w kalendarz polskich wyścigów górskich. Niezwykle widowiskowa i wymagająca trasa przypadła do gustu nie tylko samym zawodnikom, ale także kibicom. Z roku na rok u podnóża Gór Słonnych gromadzi się ich coraz więcej. Różnica wzniesień w tej niespełna pięciokilometrowej trasie wynosi 271 m. Kierowcy na swojej drodze muszą pokonać aż 14 ostrych, tworzących popularne serpentyny, zakrętów. XXXIII Bieszczadzki Wyścig Górski stanowił III i IV Rundę Górskich Samochodowych Mistrzostw Polski oraz V Eliminację Strefy Europy Centralnej. Do zawodów zgłosiło się 52 kierowców, którzy już pierwszego dnia zostali poddani sporej próbie wytrzymałości. A wszystko przez pogodę. Opady deszczu pokrzyżowały plany organizatorom, którzy musieli przerwać zawody podczas drugiego podjazdu wyścigowego. Do tego momentu najlepiej z trasą radził sobie faworyt wyścigu Mariusz Stec (Automobilklub Orski) w mitshubishi evo VI. Po pierwszym podjeździe, z czasem 2:37:151, o jedną sekundę wyprzedzał Mariusza Małyszczyckiego (Automobilklub Orski) w skodzie fabii WRC. Podczas drugiego podjazdu kierowcy byli zmuszeni kilkakrotnie zmieniać opony. W tej loteryjnej aurze po raz kolejny najlepiej poradził sobie Stec, dzięki czemu mógł cieszyć się ze zwycięstwa w III rundzie Górskich Samochodowych MP. Podobnie jak w pierwszym podjeździe, tuż za nim uplasował się Małyszczycki. Ostatnie miejsca na podium, dzięki defektowi Jana Kościuszko, przypadło debiutującemu w wyścigach górskich Pawłowi Zubkowi w mitshubishi lancer. Więcej szczęścia do pogody organizatorzy mieli w niedzielę. Słoneczna aura znacznie ułatwiła pracę mechanikom i tym razem bez większych przeszkód kierowcy mogli stanąć na starcie. Niestety, i tym razem nie obyło się jednak bez przerw. Po raz kolejny sporo pecha miał Kościuszko, któremu podczas podjazdu treningowego zapalił się samochód i zawodnik musiał wycofać się z zawodów. O sporym pechu może również mówić jeden z dwóch zagranicznych kierowców - Słowak Martin Kois (Ford Team RS). W trakcie pierwszego podjazdu wyścigowego jego samochód stanął w płomieniach i mimo szybkiej akcji straży pożarnej, niewiele z niego pozostało. Na szczęście słowacki kierowca wyszedł z opresji bez zadraśnięcia. Dobrą dyspozycję z pierwszego dnia potwierdził Stec. Nie dał on szans swoim rywalom i na mecie wyprzedził Małyszczyckiego. Najwięcej emocji przysporzyła walka o trzecie miejsce. Trójka kierowców - Robert Kus (porshe 996), Piotr Soja (lotus exige) oraz Paweł Zubek - do końca walczyła o ostatnie miejsce na podium. Ostatecznie przypadło ono Kusowi, który wyprzedził Soję i debiutanta Zubka. XXXIII Bieszczadzki Wyścig Górski tradycyjnie stanowił sporą atrakcję dla kibiców, którzy pod malowniczą trasę przyjechali z całej Polski. Oprócz wyścigów samochodowych mogli także emocjonować się wyścigami motocyklowymi uczestników Yamaha Cup oraz widowiskowymi przejazdami Macieja Polodnego, startującego w driftingu (technika jazdy samochodem w kontrolowanym poślizgu).