Podczas ostatnich wyborów parlamentarnych i referendum konstytucyjnego ponad 89,8 proc. Białorusinów zgodziło się na przedłużenie rządów Aleksandra Łukaszenki i wybrało proprezydencki skład parlamentu. Opozycja oskarżyła władze o fałszowanie wyborów, a organizacje międzynarodowe określiły je mianem farsy. Łukaszenka, który rządzi Białorusią od 1994 roku, będzie mógł teraz wystawić swoją kandydaturę w wyborach 2006 roku, a także we wszystkich następnych. Misja obserwatorów OBWE uznała, że wybory "w znacznym stopniu" nie spełniły norm demokratycznych, a "władze białoruskie nie zdołały zapewnić podstawowych warunków dla tego, by wola narodu była podstawą sprawowania rządów". "Białoruś: Przygotowania do fałszowania" Wyborcza farsa Łukaszenka chciał skreślenia z konstytucji zakazu pełnienia funkcji prezydenta więcej niż dwie kadencje i zrobił wszystko, aby nie było niespodzianki. Według przytaczanego przez rosyjską prasę sondażu Gallupa przeprowadzanego przed lokalami wyborczymi Łukaszenkę poparło zaledwie 48 proc. uprawnionych do głosowania - za mało, by jego zmiany konstytucyjne weszły w życie. Dane instytutu kontrastują z oficjalnymi wynikami wyborów. Przy okazji Łukaszenka pozbył się krytyków z ław parlamentarnych, utrudniając rejestrację list wyborczych opozycji czy nawet skreślając z nich jej kandydatów. Dla pewności wcześniej przygotowano wypełnione protokoły komisji wyborczych z datą referendum (!), które publikowała polska prasa kilka dni przed białoruskimi wyborami. "Białoruś wybiera Łukaszenkę" Opozycyjni politycy i organizacje pozarządowe oskarżając władze o fałszowanie wyników przytaczają liczne przykłady nadużyć, od wielu dni mówią o wywierania nacisku na udział w głosowaniu, zwłaszcza na studentów, ale też na innych ludzi zależnych od władz - milicjantów, żołnierzy. Poinformowali też o przypadku wręczania wyborcom wypełnionych już kart do głosowania. Rosyjski "Kommiersant" pisze w swoim reportażu o ludziach, którzy dowiedzieli się w komisji wyborczej, że już za nich zagłosowano i o tych, których zmuszano - w ramach zwiększania frekwencji - do głosowania przed terminem. Według gazety, jeszcze w komisji radzono niezdecydowanym, by głosowali "za". Przewodnicząca CKW Lidia Jarmoszyna zapewniła jednak, że wybory przebiegały prawidłowo. "Obserwatorzy z tzw. opozycji przysyłają skargi na każdy drobiazg" - powiedziała na konferencji prasowej. Według niej, wszystkie skargi okazały się bezpodstawne, a obserwatorzy i dziennikarze nie powinni mieć żadnych trudności z dostępem do komisji wyborczych. Jarmoszyna stwierdziła też, że nie ma nic nagannego w wielokrotnym ogłaszaniu wyników sondaży powyborczych w dniu głosowania, co czyniła akredytowana przez CKW agencja Ecoom. Gdy jeden z dziennikarzy zacytował jej artykuł 46 ordynacji wyborczej, wyraźnie zabraniający tego w ciągu 10 dni przed wyborami, odparła: "To na 10 dni przed wyborami, ale nie dzisiaj". Sam Łukaszenka, głosując w Mińsku, wezwał Zachód, by przestał z góry oskarżać władze białoruskie o fałszerstwa wyborcze i przejmować się problemami Białorusi. "Macie aż za wiele własnych problemów. Jeśli zauważycie naruszenia - wskażcie. My się już postaramy zrobić tak, żeby ich nie było" - oświadczył. Podkreślił też, że referendum to sprawdzian jego polityki. "Jeśli ludzie powiedzą 'tak', to będę po prostu będę lepiej pracował" - powiedział Łukaszenka. Lepper - przyjaciel Aleksandra Żadnych nieprawidłowości nie zauważyli też występujący w państwowej telewizji obserwatorzy, głównie ze Wspólnoty Niepodległych Państw. Wśród innych obserwatorów telewizja pokazała też lidera polskiej "Samoobrony" Andrzeja Leppera, który potwierdził, że "nie zanotował żadnych naruszeń". Opozycyjna organizacja Karta 97 informację o jego wizycie na swojej stronie internetowej zatytułowała: "Lepper przyjechał poprzeć Łukaszenkę". Rosyjska prasa o referendum Nawet prasa rosyjska negatywnie ocenia referendum na Białorusi. Oto niektóre tytuły: "Łukaszenka wygrał w dorzucaniu głosów do urn" - pisze liberalny "Kommiersant", "Incydentów nie było - były fałszerstwa" - wtóruje mu prorządowa gazeta "Izwiestija". Także uważany za umiarkowanie prokremlowski dziennik "Wriemia Nowostiej" jest jednoznaczny w ocenie. "Rosja jeszcze długo będzie miała do czynienia z obecnym prezydentem Białorusi" - pisze dziennik. Kij na niepokornych Po ogłoszeniu wyników kilkaset osób uczestniczyło w Mińsku w manifestacji przeciw Aleksandrowi Łukaszence i sposobowi przeprowadzenia referendum. Demonstrację zwołała opozycyjna młodzieżowa organizacja "Żubr". Protestujący przeszli przez Plac Październikowy, zebrali się pod Pałacem Republiki, około 200 m od siedziby prezydenta, skandując "Precz z Łukaszenką", "Łukaszenka przegrał". "Precz z Łukaszenką" Milicja na początku demonstracji aresztowała kilkanaście osób. Ostrzegła przez megafon, że protest jest nielegalny. Cytowani przez Reutersa świadkowie powiedzieli, że milicja pobiła kilka osób i zapakowała je do autobusów. Kilkanaście zatrzymanych osób odwieziono trzema milicyjnymi autobusami na posterunki. Kłopoty mieli też zagraniczni dziennikarze telewizyjni, w tym polscy z TVP i TVN. Minister spraw wewnętrznych Uładzimir Naumou potwierdził w rozmowie z wysłannikiem agencji Interfaks, że milicja aresztowała 46 osób, ponieważ protest był nielegalny. Wśród zatrzymanych znaleźli się Anatol Lebiedźka, lider Zjednoczonej Partii Obywatelskiej, Mikoła Statkiewicz, szef Białoruskiej Socjaldemokratycznej Partii "Narodna Hramada" oraz Pawał Siewiaryniec, stojący na czele koalicji "Młoda Białoruś". Do dotkliwie pobitego Lebiedźki na posterunek milicji "Leninski" wezwano karetkę pogotowia. "Białoruś: Opozycja protestuje" Demonstracje powtarzały się przez kolejne dni, jednak uczestniczyło w nich coraz mniej osób, ponieważ najbardziej aktywni liderzy opozycji zostali aresztowani. Przedstawiciele "starszej" opozycji, reprezentujący partie polityczne z koalicji Piątka Plus, zapowiedzieli zmianę strategii: mają nie wzywać ludzi do demonstracji, aby "nie narażać ich na represje". "Te wiece nie zmienią sytuacji. Nowe protesty doprowadzą tylko do nowych ofiar. Właśnie dyskutujemy nad naszą nową strategią i taktyką" - zapowiedział na konferencji prasowej Siergiej Kaliakin z Białoruskiej Partii Komunistów. Do białoruskiej opozycji dołączyli obrońcy demokracji z innych krajów, m.in. Polacy. "Łukaszenka do d..." Bez szans na demokrację? Jak długo potrwają niedemokratyczne rządy Aleksandra Łukaszenki na Białorusi? To pytanie zadają sobie nie tylko politolodzy, ale także zwykli ludzie w Polsce, którzy mają tam rodziny. W zachodniej części Białorusi mieszka przecież wielu Polaków, których sytuacja nie jest najlepsza. Władze utrudniają działanie polskich szkół i związków mniejszości narodowych. Nie można nie zauważać wpływu Rosji na sytuację na Białorusi. Kiedy Łukaszenka przestanie być wygodny dla Moskwy? Sporą rolę mogą odegrać też organizacje międzynarodowe, Stany Zjednoczone i Unia Europejska, która powinna wypracować klarowną politykę wobec swojego wschodniego sąsiada, w czym powinna Unii pomóc Polska. Na razie zaproponowano utworzenie stacji radiowej nadającej obiektywne programy informacyjne dla Białorusinów, stypendia dla młodzieży i sankcje dla dygnitarzy reżimu, tak żeby nie ucierpieli na tym zwykli obywatele. Tylko czy uda się te pomysły zrealizować, czy znajdą się na to pieniądze i wola polityczna? Tymczasem już za kilka dni u innego naszego wschodniego sąsiada - na Ukrainie - odbędą się wybory prezydenckie. Czy i tam demokracja przegra z autorytaryzmem?