Mark Bowden, nagradzany dziennikarz i autor słynnego Helikoptera w ogniu, pokazuje, że rzeczywistość może być o wiele bardziej przerażająca niż fikcja. W swoim szczegółowym śledztwie odsłania kulisy wieloletnich zmagań amerykańskich i kolumbijskich władz z "Królem Kokainy". Prawdziwa historia budowania potęgi i spektakularnego upadku najsłynniejszego barona narkotykowego na świecie. FRAGMENT KSIĄŻKI:Więzienie i ucieczka czerwiec 1991 - wrzesień 1992 1. Pablo spadł z wysokiego konia, ale przygotował sobie miękkie lądowanie. Zadomowił się za murami La Catedral, mając pewność, że jego francuski wyrok zostanie uchylony przez zaprzyjaźnionego kolumbijskiego sędziego. Zgodnie z umową będzie wówczas wolnym człowiekiem, ponieważ wszystkie inne przestępstwa, o które go podejrzewano przed dniem oddania się w ręce władz, zostaną objęte amnestią. A dopóki sprawy nie przyschną, będzie przebywał w bezpiecznym miejscu i będzie miał możliwość odbudowania swojego kokainowego imperium. W czasie gdy uciekał, ukrywał się i walczył z rządem, wielu jego ludzi zostało zabitych bądź aresztowanych. Przez pierwszą połowę 1991 roku kolumbijska policja, wspomagana amerykańską technologią, przechwyciła ok. 60 000 kilogramów kokainy i zniszczyła infrastrukturę kartelu. W lu-tym przejęła jeden z przerobionych przez kartel samolotów transportowych DC-3. To wszystko w niewielkim jedynie stopniu wpłynęło na ilość narkotyków docierających do Stanów Zjednoczonych, ale i tak odnotowano pewien pozytywny skutek. Wzrastały ceny hurtowe na kokainę w Nowym Jorku, obniżyła się jej jakość - niechybny znak, że dostawcy odczuli straty. Przede wszystkim zagrożona została pozycja Pabla względem rywalizującego kartelu z Cali. Nie mając na plecach pułkownika Martineza, będzie miał możliwość przegrupowania sił. Zabrał się do pracy. Wiedząc, że policja i Amerykanie nadal podsłuchują jego rozmowy telefoniczne, Pablo hodował gołębie pocztowe, które wykorzystywał do prywatnej komunikacji; miał nawet spersonalizowane obrączki dla ptaków, na których widniał napis: PABLO ESCOBAR CÁRCEL MÁXIMA SEGURIDAD ENVIGADO Wkrótce po przeprowadzce Pabla do La Catedral czystość kokainy na ulicach Nowego Jorku została przywrócona do poprzedniego poziomu i spadły jej ceny. Prawnik Roberto Uribe odwiedzał go co tydzień i uznał, że za każdym razem miejsce robi się coraz przytulniejsze. Z początku część mieszkalna, sala ćwiczeń i kafeteria wyglądały jak prawdziwe więzienie, lecz stopniowo umeblowanie stawało się bardziej wyszukane. Pablo zdążył się już przyzwyczaić do życia w ukryciu i z początku nie pragnął zbyt wiele. Ale ludzie, którzy znaleźli się w więzieniu razem z nim, jego brat Roberto i kilku z najważniejszych sicarios, zaczęli sprowadzać zbytkowne przedmioty i, nie chcąc przyćmić El Doctora, to, co zamawiali dla siebie, kupowali również dla niego. Można było sprowadzić wszystko. Straż-nicy więzienni nie byli nikim innym jak pracownikami Pabla, a wojskowe punkty kontrolne przepuszczały ciężarówki Pabla bez sprawdzania. Więźniowie regularną trasę cię-żarówek dla żartu nazywali "tunelem". Chcąc mieć pod ręką dużo gotówki, Pablo sprowadził ciasno zwinięte pliki amerykańskich studolarówek w kankach na mleko, które pewnego ranka zakopał pod osłoną mgły na terenach wo-kół więzienia. Dwie kanki, zawierające co najmniej milion dolarów każda, zostały umieszczone pod boiskiem do piłki nożnej. Zainstalowano bar ze strefą wypoczynkową oraz dyskoteką. Obok sali gimnastycznej znalazła się sauna. "Cele" skazanych przypominały apartamenty hotelowe, z salonem, kuchnią, sypialnią oraz łazienką. Robotnicy zaczęli stawiać małe, dobrze zakamuflowane domki na wzgórzu nad głównym więzieniem. Pablo i inni więźniowie zamierzali się tam schronić, gdyby kiedykolwiek doszło do bombardowania La Catedral lub najazdu na więzienie. Teraz zaś domki stano-wiły doskonałe, odosobnione miejsca, w których mężczyźni gościli kobiety. Na ścianach i sufitach namalowano wielokolorowe, surrealistyczne murale niczym w pokojach ćpunów z lat sześćdziesiątych, efekt uzupełniono czarnymi lampami oraz nagłośnieniem Surround Sound. Jedzenie przygotowywali szefowie kuchni, których Pablo wynajął z najlepszych restauracji, a kiedy otwarto bar i dyskotekę, odbywały się w nich przyjęcia, a nawet uroczystości weselne. Na balkonie miał silny teleskop skierowany na Medellín, które rozciągało się u jego stóp jak osobiste lenno, żeby mógł widzieć swoją żonę i dzieci w ich licznych domach. Rodzina często odwiedzała go w więzieniu. Dla Manueli zbudowano mały plac zabaw z domkiem, w którym znajdowało się mnóstwo zabawek i lalek. 1 grudnia 1991 roku urządził przyjęcie z okazji swoich czterdziestych drugich urodzin. Matka sprezentowała mu dwie duże, ruskie, futrzane czapy, które, jak obwieścił Pablo, od tej chwili będą jego znakiem firmowym. Jak Che Guevara nosił beret i jak Fidel Castro miał swoją charakterystyczną brodę i swoje cygaro, tak Pablo będzie znany ze swoich wielkich futrzanych czapek. Rodzina i przyjaciele posilali się nadziewanym indykiem, kawiorem, świeżym łososiem, wędzonym pstrągiem i sałatką ziemniaczaną. Pablo pozował do fotografii przy stole wraz z Marią Victorią i dwójką swoich dzieci, z matką stojącą dumnie za nimi. To nie było normalne więzienie także z innych powodów. Na przykład Pablo nie czuł się zobligowany, żeby cały czas przebywać za jego bramą. Rzadko opuszczał ważny mecz piłki nożnej w Medellín - policja blokowała ruch na ulicach, żeby umożliwić kolumnie samochodów Pabla łatwy dostęp na stadion, wybudowany przez niego kilka lat wcześniej. Przed świętami widziano go również na zakupach w modnym centrum handlowym w Bogocie. W czerwcu 1992 roku świętował z rodziną i przyjaciółmi pierwszą rocznicę swojego uwięzienia w nocnym klubie w Envigado. Pablo uważał, że takie wypady nie mają większego znaczenia... w końcu za każdym razem wracał. Doprowadził do umowy z państwem i zamierzał jej przestrzegać - nawet jeśli od czasu do czasu trochę oszukiwał swoich dozorców. Żeby zabić czas, więźniowie podnosili ciężary, używali rowerów treningowych i grali w piłkę. Pablo mógł grać przez wiele godzin. Zawsze występował na pozycji środkowego napastnika, chociaż nie był najszybszym i najsprawniejszym graczem i miał problemy z kolanem. Jego ludzie zawsze po-zwalali mu wygrywać, czasami tak aranżując grę, by mógł strzelić decydującą bramkę. Gdy Pablo się zasapał, co zdarzało się często, przywoływał rezerwowego do czasu, aż uspokoił oddech, a potem znowu wchodził na boisko. Jednego razu Uribe czekał na rozmowę z Pablem cztery godziny, bo ten musiał najpierw skończyć grać. Strażnicy więzienni podawali więźniom drinki przy liniach bocznych, a potem usługiwali jako kelnerzy w barze. Mimo wielu godzin gry Pablo i inni mężczyźni robili się coraz grubsi. Lubili jeść typowe dla tego regionu dania z fasoli, wieprzowiny, jajek i ryżu. Pablo i pozostali mieli zamiar schudnąć w więzieniu i nabrać kondycji, lecz po pierwszych kilku miesiącach za-pomnieli o tym postanowieniu, a sprzęt do ćwiczeń stał nie-używany. Nadal grali w piłkę, ale też dużo pili i palili trawkę. Pablo robił się rozmowny, gdy się upalił. Pewnego razu powiedział Uribe, że jako dziecko był przerażony opowieściami o zabijaniu, bombach, porwaniach i torturach, których do-puszczała się La Violencia, ale kiedy podrósł, uświadomił sobie, że terror, jak to ujął: "był bombą atomową dla biednych ludzi. Jest jedynym sposobem biednych na odegranie się".