Domagają się uruchomienia masowych robót publicznych, powołania specjalnej komisji rządu i parlamentu ds. zwalczania bezrobocia i gwarancji otrzymania jednego ciepłego posiłku dziennie. Po godzinie 14. około trzydziestu osób z Ruchu Obrony Bezrobotnych wtargnęło do Sejmu i pikietowało kuluary sali plenarnej. Z powodu pikiety przerwa w obradach Sejmu została przedłużona do godz. 17. - Siedzicie w marmurach i luksusach, za nasze pieniądze, a zapomnieliście, że większość narodu żyje w nędzy i ubóstwie. Zajmujecie się bzdurnymi sprawami, głosując w większości za rozkradaniem polskiej gospodarki, marnując dorobek wielu pokoleń Polaków - taką odezwę do parlamentarzystów wygłosił przed kamerami jeden z bezrobotnych. Przedstawił też żądania Ruchu dotyczące prac publicznych, powołania komisji ds. zwalczania bezrobocia i zagwarantowania bezrobotnym ciepłego posiłku. Jego wystąpienie przerywane było okrzykami: "Pracy i chleba". Bezrobotni trzymali też transparenty: "Chcemy pracy i chleba", "Wy gadacie, my głodujemy". Jedna z uczestniczek okupacji Sejmu została przewieziona do szpitala. Zasłabła, gdy strażnicy wyprowadzali ją z sali obrad. Członkowie Ruchu Obrony Bezrobotnych twierdzą, że kobieta została pobita. Zasłabnięcie nie miało żadnego związku z interwencją Straży Marszałkowskiej - poinformowała Kancelaria Sejmu. Jak napisano w komunikacie - kobiecie natychmiast udzielono pomocy medycznej. Na prośbę lekarza chorej towarzyszy mąż, który także uczestniczył w proteście. Gdy pikietujący wtargnęli na salę posiedzeń Sejmu; prowadzący obrady wicemarszałek Donald Tusk zarządził przerwę i zaprosił do siebie na rozmowy lidera grupy. Tusk wyraził nadzieję, że uda się uniknąć użycia siły w związku z wtargnięciem bezrobotnych. - Mam nadzieję, że uda się rozładować sytuację bez używania siły - powiedział Tusk po spotkaniu z delegacją bezrobotnych. - Po moim spotkaniu mogę powiedzieć, że to nie jacyś polityczni cwaniacy, tylko ludzie rzeczywiście zrozpaczeni, którzy naruszają prawo i porządek, ale mają swoje osobiste powody - mówił Tusk. Jak powiedział komendant Straży Marszałkowskiej Ryszard Szymczyk, członkowie ROB wdarli się do Sejmu informując wcześniej strażnika, że przyszli do posłanki Barbary Blidy. Strażnik polecił im, by wzięli przepustki do Sejmu, ale oni wdarli się do gmachu. Dodał, że dwie najbardziej agresywne osoby zostały zatrzymane przez Straż, wylegitymowane i przekazane policji". - Osoby te zostały wylegitymowane i zwolnione. Postępowanie będzie się jednak toczyć. Prawdopodobnie zostaną im przedstawione zarzuty czynnej napaści na funkcjonariuszy Straży Marszałkowskiej - powiedział Krzysztof Hajdas z biura prasowego Komendanta Stołecznego Policji. Grozi im nawet do 10 lat więzienia. Okupujący chętnie pozowali do zdjęć. Żywiołowo także reagowali, jak w telewizorze ustawionym w kuluarach oglądali relację z zajść. Wśród nich byli długotrwale bezrobotni, a także tacy, którzy nie mają pracy zaledwie od miesiąca. Większość z nich przyjechała do Warszawy z Katowic. - Opuścimy gmach nie w momencie, kiedy marszałek przekaże nam, że zatrzymane osoby zostaną wypuszczone. Te osoby mają być tu razem z nami, dopiero razem opuścimy gmach - mówił dziennikarzom jeden z członków delegacji Ruchu Obrony Bezrobotnych Mirosław Żeberek. - Bo my zawsze - jako organizacja - działamy wspólnie, podejmujemy decyzje wspólnie. Wspólnie przyjechaliśmy do Warszawy i wspólnie z Warszawy wyjedziemy. Marszałek Sejmu Marek Borowski powiedział po spotkaniu z delegacją bezrobotnych, że protestujący zgodzili się opuścić parlament. Marszałek Sejmu powiedział też, że zaproponował, aby rozmowy dotyczące postulatów bezrobotnych toczyły się w Ministerstwie Pracy. Na spotkaniu był również minister pracy Jerzy Hausner. Gdy okupujący zapowiedzieli, że nie opuszczą gmachu Sejmu do czasu, aż ich zatrzymani koledzy do nich nie dołączą, posłowie zrobili dla nich "zrzutkę na Wigilię". Przynieśli bezrobotnym także kawę, herbatę i inne napoje. Ponad 800 zł udało się zebrać do kapelusza jednego z protestujących posłankom Dorocie Arciszewskiej-Mielewczyk (SKL) i Barbarze Marianowskiej (PiS). - Bezrobotni zgodzili się na to, żebyśmy symbolicznie zebrali pieniądze na stół wigilijny. To nie rozwiązuje problemu, my o tym wiemy, ale jesteśmy też zbulwersowani, że postulaty (Ruchu Obrony Bezrobotnych - red.) złożone w sierpniu do nas nie dotarły - powiedziała posłanka SKL. Po podliczeniu pieniędzy okazało się jednak, że bezrobotni nie chcą ich przyjąć. Posłanki zapowiedziały, że wpłacą je na konto ROB na cele statutowe. Po godzinie 17. pięcioosobowa delegacja została zaproszona do resortu pracy na rozmowy z ministrem pracy. Pytani przez dziennikarzy, o czym będą rozmawiać Żeberek odparł: "O sprawach najbardziej bolących osoby pozostające bez pracy". - Ten gmach okazał się gmachem bezbronnym - tak wicemarszałek Sejmu Tomasz Nałęcz (UP) komentował dzisiejsze wydarzenia. - Dzisiejszy incydent pokazał, że grupa zdeterminowanych osób może opanować salę Sejmu bez kłopotu. A przecież we współczesnym świecie należy się liczyć z różnymi działaniami, np. zamachem terrorystycznym. Według Nałęcza, bezrobotni, którzy wtargnęli do Sejmu to ludzie zdesperowani, ale - jak mówił - mogą się tu pojawić ludzie złej woli. Wicemarszałek podkreślił, że gmach parlamentu musi być autentycznie chroniony, tak jak są chronione inne takie gmachy na świecie. W Sejmie jest reporter RMF Jan Mikruta. Posłuchaj jego relacji: