Wyścig o klienta rozpoczyna się już praktycznie na początku listopada. I choć faktycznie kupujemy więcej, to na rynku nie widać jednak eksplozji, a raczej niewielkie wybrzuszenie. Powód - gospodarka wolnorynkowa sprawia, że nasze potrzeby zaspokajamy na bieżąco. Według specjalistów to bardzo dobrze: - Nie zrealizowane potrzeby, czyli popyt konsumpcyjny odłożony, jest największym wrogiem i budżetu gospodarstwa domowego i budżetu państwa i bilansu handlowego i w ogóle rozumnej ekonomii - mówi Wiesław Łagodziński z GUS-u. GUS zwraca także uwagę na to, że coraz większe są różnice w tym, ile wydajemy na święta: od kilkudziesięciu złotych na gospodarstwo domowe do nawet kilku tysięcy na osobę. To świadczy o ogromnej przepaści między tymi najbiedniejszymi a najbogatszymi.