Plany prezydenta George'a Busha zakładają wybudowanie w USA dwóch ośrodków przechwytywania nieprzyjacielskich pocisków w locie, zanim uderzą w cel. Pierwszy byłby usytuowany w Kalifornii, a drugi na Alasce. "Ewentualny taki ośrodek w Polsce byłby pierwszym poza terytorium USA i jedynym w Europie" - zauważa "Guardian". O ile dwie instalacje w USA służyłyby przede wszystkim zabezpieczeniu Amerykanów przed atakiem ze strony Korei Płn., o tyle obiekt w którymś z krajów europejskich postrzegany jest jako ochrona przed atakiem ze strony któregoś z krajów Środkowego Wschodu, w szczególności Syrii lub Iranu. "Niektórzy przekonani są, że przy budowie takiej instalacji, gdyby umieszczono ją w Polsce, chodziłoby - w dłuższej perspektywie - przede wszystkim o Rosję. Tego rodzaju względy są obecne w myśleniu przedstawicieli polskiego rządu" - pisze "Guardian". "Strona polska nadal czeka na konkretne propozycje ze strony Amerykanów, ale nalega, iż ewentualny polski udział, w dowolnej formie, musiałby zostać uzgodniony wpierw z Moskwą. W przeciwnym razie w regionie doszłoby do wzrostu napięcia wojskowego" - podkreśla gazeta powołując się na rzecznika MSZ Bogusława Majewskiego. System przechwytywania i niszczenia w locie pocisków dalekiego zasięgu potocznie zwany "Synem Gwiezdnych Wojen" nie został jeszcze szczegółowo przetestowany, a w ocenie niektórych ekspertów nie jest efektywny. Według cytowanego przez gazetę amerykańskiego ośrodka badawczego Arms Control Association, Pentagon wystąpił o skromne fundusze na sfinansowanie wstępnych badań nad ewentualną budową trzeciego ośrodka przechwytywania pocisków w którymś z krajów europejskich. W grę obok Polski wchodziłyby też Czechy i Węgry. Przedstawiciele Waszyngtonu mieli rozmawiać też w tej sprawie z władzami Bułgarii i Rumunii. W ubiegłym tygodniu 25-letni układ o współpracy w sprawie programu kosmicznej obrony antyrakietowej podpisał z USA rząd Australii. Również władze Czech potwierdziły, że prowadzą rozmowy z Amerykanami w sprawie zbudowania w Europie dużej bazy rakietowej o powierzchni 100 km kwadratowych, która byłaby eksterytorialnym, suwerennym terytorium USA.