Jeszcze 3 tygodnie temu w najważniejszym meczecie Bagdadu szejk Abbas Al-Kilidar wzywał Irakijczyków do walki z koalicjantami, mówiąc, że powinnością muzułmanów jest zabijanie Amerykanów. Dziś, po zakończeniu wojny - jak donoszą specjalni wysłannicy RMF do Bagdadu - Al-Kilidar nie opuszcza swej rezydencji, bo mieszkańcy Bagdadu uważają, iż był duchownym reżimu, człowiekiem Saddama, otoczonym ludźmi Mukhabaratu. W świątyni są już nowi duchowni, dziś będą wzywać wiernych, aby zaprzestali kradzieży, będą też mówić, kogo z pretendentów do władzy popierać, ale nie zapomną również o Amerykanach. W Bagdadzie większość Irakijczyków uważa, że siły koalicji powinny opuścić ich miasto, kraj. - To prawda, że Amerykanie przynieśli nam wolność. Dziękujemy im za wszystko, co zrobili, ale dziś nie chcemy ich w Iraku, oni nie mogą tu pozostać - mówi jeden z mieszkańców irackiej stolicy.