Jego DNA również w jakiejś mierze "dorzuciło się" do tego, co odkrywamy na dnie polskiego życia politycznego, ale problem jest dużo szerszy i poważniejszy. Występujący na niej główni aktorzy prześcigają się w wymyślaniu coraz to nowych popisów i tak są zajęci sobą, że nie zauważyli błota, które zaczyna im sięgać po kolana. Wprawdzie i wcześniej Sejm nie przypominał kontemplacyjnej pustelni, przecież i w poprzednich kadencjach zdarzały się karygodne przypadki nadużywania polityki dla własnych celów, złodziejstwa czy zwykłego chamstwa. Zobacz nasz raport specjalny: Seksafera w Samoobronie Byli posłowie zatrzymywani za jazdę na podwójnym gazie, był "bohater", który zamienił mandat poselski za miejsce w celi przy ulicy Smutnej, wreszcie nie brakowało także "macherów" którym legitymacja poselska dziwnie szybko otwierała drzwi do wielkich pieniędzy, ale zawsze wtedy tzw. klasa polityczna przynajmniej nie udawała, że "nic się nie stało" i na pokaz czy z potrzeby biła się w piersi obiecując "nigdy więcej". Teraz mamy do czynienia z co najmniej żenującym rechotem grupki "wybrańców narodu" brodzących w błocie i rozdających na prawo i lewo ciosy odporu. Żeby było śmieszniej, próbuje się serię kompromitujących zdarzeń pokazać jako efekt wielkiego spisku i zaplanowanej akcji. Tymczasem nawet gdyby rewelacje p. Anety, której można i trzeba współczuć, ale bez konieczności robienia z niej bohaterki, okazały się tylko fantazją uderzająca i oburzająca jest próba stosowania od paru dni przez jednych zasady "cel uświęca środki", a przez innych wykręcania przysłowiowego kota ogonem. I nie chodzi tylko o sprawy sekscesów w środowisku Samoobrony. Podobnie przecież było także wtedy, kiedy okazało się, że młodzieńcy fotografujący się dumnie ze Szczerbcem wieczorami lubią pobawić się przy pochodniach ułożonych w dość oryginalne choć złowrogie kształty. Wicepremier Lepper zapowiedział nawet, że kolejnym krokiem będzie oskarżenie go o szpiegostwo i zadawanie się z wrogimi siłami, a on tylko się z kimś tam przypadkowo spotkał, na dodatek od razu gość mu się nie spodobał. Zatem są tylko sami, a raczej Samoposzkodowani. Jakby krętactw było mało, na zakończenie obchodów toruńskiej rozgłośni wystąpił sam Ojciec Dyrektor podpowiadając usprawiedliwienie teologiczne. "Po grzechu pierworodnym wszystko jest możliwie" - zabłysnął znajomością prawd wiary i moralności i dodał, że choć "mogą być jakieś sytuacje obyczajowe niewłaściwe", to trzeba "wyciągnąć jeden do drugiego rękę, a nie deptać się". Ujmująca jest to miłosierdzie stosowane przez o. Tadeusza jak zwykle jednokierunkowo. Jeszcze bardziej wzruszyło mnie wyznanie, że "nie można zrobić tak, że przez jedno wszystko można zawalić, całą odnowę Polski i rząd". Cóż, okazuje się, że klucz nie leży w zrozumieniu sytuacji konkretnych ludzi, najczęściej poszkodowanych kobiet, tylko w chytrym przejrzeniu, że złe siły wymyśliły wszystko żeby dobry rząd "zawalić". I choć nie zdziwiłem się, że ubrani w biało - czerwone krawaty badacze dna doczekali się swoich "zawodowych" obrońców, to jednak trochę jestem zaskoczony, że mają też swego zatroskanego, choć wyrozumiałego duszpasterza. Przeczytaj także felietony Konrada Piaseckiego oraz Hanny Samson