- Marketingowo byłby to ciekawy zabieg. Z jednej strony Donald Tusk byłby mniejszym obciążeniem dla PO, z drugiej strony dla tych, dla których jest magnesem, ciągle by nim pozostał - powiedział Olgierd Annusewicz z Ośrodka Analiz Politologicznych UW. - Tusk nie straciłby kontroli, ale też PO nie straciłaby Tuska - dodał. W czwartek pojawiły się nieoficjalne informacje o tym, że Tusk jest faworytem do objęcia teki przewodniczącego Rady Europejskiej, o czym zadecydować ma sobotni szczyt UE. W ocenie Annusewicza stanowisko szefa Rady Europejskiej byłoby dla naszego premiera niezwykle korzystne, bo daje mu możliwość "bezpiecznego - z zachowaniem twarzy - wyjścia z polskiej sytuacji, w której zaczyna być lekkim obciążeniem dla PO". - Dotąd żaden Polak w historii nie piastował tak wysokiej funkcji, nie stał na czele unii państw - podkreślił Annusewicz. W jego ocenie w takim przypadku "absolutnie nie będzie przyspieszonych wyborów parlamentarnych tej jesieni". Annusewicz podkreślił, że nie będzie wypowiadać się na temat szans Tuska. - O tych szansach wie kilka osób, to się rozgrywa w zaciszu gabinetów. Ci, którzy komentują kwestie szans, są o jeden krok za daleko- powiedział. Manewr zmiany na stanowisku premiera Zaznaczył też, że od dawna był zdania, że w momencie raptownego obniżenia notowań PO, możliwy byłby dla tej partii manewr zmiany na stanowisku premiera - z powodzeniem wykorzystany np. przez brytyjską Partię Konserwatywną w 1990 r. Urzędująca premier Margaret Thatcher została zastąpiona przez Johna Majora, a partia kolejny raz wygrała wybory. - Do tej pory taki scenariusz był prawdopodobny, tylko dla Donalda Tuska nie było dobrego miejsca. Teraz ono się pojawiło - podkreślił ekspert. Jego zdaniem największą troską PO i Donalda Tuska byłoby zachowanie spoistości partii po tym, jak obecny premier wyjechałby z Polski. Jak ocenił, najbardziej racjonalnym scenariuszem z tego punktu widzenia byłoby pozostanie Tuska na stanowisku szefa PO - przy jednoczesnym piastowaniu funkcji szefa Rady Europejskiej. Stery rządu Tusk miałby z kolei oddać w ręce osoby, która miałaby szanse poprowadzić PO do wyborów w 2015 r. - Nie wydaje mi się, aby taką szansę miała Ewa Kopacz. Ona ma wiele zalet, ale na pewno nie należy do nich charyzmatyczność i umiejętność sprawnego komunikowania politycznego i społecznego, a to jest wymagane od kogoś, kto chce wygrywać wybory - ocenił. - Mówi się o ministrze obrony Tomaszu Siemoniaku, który też ma wiele kompetencji. Nie wiem natomiast, jakim jest komunikatorem, bo jest dużo mniej rozpoznawalny niż choćby Ewa Kopacz. Pewnie ciekawą osobą na funkcję premiera byłaby Elżbieta Bieńkowska, która nieźle komunikuje, a jednocześnie będzie potrafiła w kampanii pokazać swoje osobiste sukcesy wynikające z zarządzania Ministerstwem Rozwoju Regionalnego, a dziś jej nowym super ministerstwem - dodał. Szansę ma Władysław Kosiniak-Kamysz? - Być może pojawi się scenariusz zaproponowania na urząd premiera kogoś ze strony koalicjanta. Nie sądzę, aby był to wicepremier Janusz Piechociński, ale może minister pracy Władysław Kosiniak-Kamysz. Zwłaszcza w kontekście wczorajszych zapowiedzi Tuska (o ulgach prorodzinnych) - powiedział Annusewicz. Według niego "jest jeszcze jeden scenariusz - w partii pojawi się ktoś inny". - Być może np. zostanie odwołany z Brukseli (europoseł) Bogdan Zdrojewski, aby pokierować rządem. Jest kilka rozwiązań, które mogłyby tutaj zadziałać - powiedział. - Moim zdaniem Tusk będzie chciał zapewnić sobie jakąś kontrolę nad partią. Proszę pamiętać, że przewodniczący partii sprawuje nad nią kontrolę na dwa sposoby. Po pierwsze przez swoich ludzi - przecież premier nie chodzi teraz na zebrania partyjne, od tego ma struktury, sekretarza generalnego partii. Po drugie przewodzenie partii to także podpisywanie list wyborczych, podejmowanie decyzji, kto będzie ją reprezentował w następnych wyborach (...). Tego typu działalność Tusk mógłby jak najbardziej wykonywać. Obsada miejsc na listach jest niezwykle ważna - mówił Annusewicz. Według niego niewykluczone jest też przekazanie przez Tuska sterów partii komuś zaufanemu, jak np. Paweł Graś. - Ale potencjał polityczny do prowadzenia przez niego partii do wyborów jest - z całą sympatią - jednak mniejszy niż Donalda Tuska - zaznaczył.