Jeszcze tego samego dnia generał uda się do Warszawy. Na konferencji prasowej generał zadeklarował, że zamierza wrócić do Iraku. - Niedługo będę gotowy żeby jechać i tę misję kontynuować - zapowiedział. Dyrektor szpitala Andrzej Gorzka poinformował, że fakt, iż ambasador jest w tak dobrym stanie, jest nie tylko sukcesem szpitala, ale samego ambasadora, jako człowieka czynu, którego upór w dochodzeniu do zdrowia pomógł w procesie leczenia. - W Iraku jest ciepło, ale czasem jest bardzo gorąco i tak było 3 października. Te trzy minuty, które wówczas przeżyłem, bo tyle trwał zamach, pamiętam sekunda po sekundzie - mówił Pietrzyk. - Moje życie rzeczywiście wisiało na włosku (...) jak do człowieka sypie się grad kul, to mogłem polegać tylko na swoich trzech przyjaciołach. Jeden oddał za mnie życie. Świętej pamięci Bartek Orzechowski, chłopak, który miał 27 lat, który był moim kierowcą i z którym wychodziłem z niejednej opresji, bo w Iraku strzelają codziennie - opowiadał. Zamach był precyzyjnie zorganizowany - wspominał generał. Opowiadał jak wyczołgał się ze swoim drugim ochroniarzem Bartoszem Hebdą z samochodu i dołączył do nich żołnierz ochrony por. Piotr Górski. Widział jak Hebda stanął na równe nogi pod ostrzałem, gdy strzały padały z dachów dwóch budynków, a pociski z bronią chemiczną przebijały dach samochodu pancernego. Nie miałem siły się ruszyć, tak byłem zatruty - mówił. Powiedział, że schronienia ofiarom ataku udzieliła rodzina iracka. Nie mam żalu do Irakijczyków. To generalnie ludzie wspaniali i wielkiej życzliwości - zaznaczył. Ambasador podziękował stronie amerykańskiej. Jak przypomniał, dowódca wojsk USA w Iraku generał David Petraeus przyleciał po niego śmigłowcem już 15 minut po zamachu. Jak wspominał, gdy wsiadł do śmigłowca stracił przytomność i odzyskał ją dopiero po dwóch tygodniach w Gryficach. Pietrzyk wspomniał czwartkową rozmowę telefoniczną z prezydentem USA Georgem W. Bushem. Podkreślił pełne zrozumienie i współdziałanie z Amerykanami w Iraku. - Wiem, co znaczy narodzić się drugi raz i nie chcę tego drugiego życia zmarnować. Chcę zrobić wszystko, aby moja misja miała głębszy sens - powiedział generał. Pietrzyk podziękował personelowi szpitala, który jak twierdzi, uratował mu życie. To wspaniała klinika - podkreślił. Jak poinformował, jego najbliższe plany to wypoczynek, spotkania z rodziną, bieg w Łazienkach. Chcę też jak najszybciej zgłosić swoją gotowość pełnienia misji - podkreślił. Ordynator Centrum dr Andrzej Krajewski podkreślił, że ambasador jest w dobrej kondycji. - Powrót do pełnej sprawności fizycznej zajmie jeszcze trochę czasu. Jest wypisywany ze szpitala w ekspresowym tempie, choć potrzebuje jeszcze niewielkiej rehabilitacji - zaznaczył Krajewski. - Co to za dziwne słowo rehabilitacja - pytał Pietrzyk. Wystarczą spacery i jazda rowerem - odpowiadał dr Krajewski. Generał wspominał, że podczas choroby cały czas trwali przy nim najbliżsi i to też pomogło mu wrócić do zdrowia. - To taka prawdziwa miłość - podkreślił. Zapowiedział, że teraz pojedzie do Iraku z żoną. Mówiąc o przyczynach zamachu Pietrzyk wyraził opinię, że jego powodem była "wściekłość, że wszystko wychodzi", czyli sytuacja się stabilizuje. - W Iraku nie trzeba militarnego rozwiązania. Trzeba powoli likwidować środki militarne na rzecz ekonomicznych - dodał. Pytany o wycofanie polskich wojsk z Iraku mówił: - Nie pojechaliśmy tam, by być tam wieczność i podbijać, tylko stabilizować. To nie przypadek, że ostrzały w polskiej bazie w Diwaniji stały się ewidentną rzadkością - dodał. Przypomniał, że decyzja o wyjściu wojsk z Iraku to decyzja polityków. Widzę w Amerykanach tę gotowość do wyjścia - dodał. Nie da się tego jednak zrobić z soboty na niedzielę - zaznaczył. Ambasador Pietrzyk został przewieziony do Gryfic 5 października z amerykańskiej bazy w niemieckim Ramstein, gdzie trafił tuż po zamachu. Był w bardzo ciężkim stanie. Miał oparzenia dróg oddechowych i 25 proc. ciała. Przez jakiś czas był zaintubowany. Lekarze zdecydowali o wprowadzeniu go w tzw. śpiączkę farmakologiczną. Do zamachu doszło 3 października w bagdadzkiej dzielnicy Karrada, na skrzyżowaniu niewielkiej uliczki prowadzącej do rezydencji ambasadora. W wyniku odniesionych obrażeń w zamachu zmarł funkcjonariusz BOR Bartosz Orzechowski. Podczas ataku rannych zostało też kilku funkcjonariuszy BOR.