- Gra skończyła się - powiedział przedstawiciel Iraku przy ONZ, Mohammed Al-Duri. Ambasador, do niedawna nieprzejednany obrońca poczynań Saddama Husajna podczas licznych debat w ONZ, nie wiedział nic o miejscu pobytu dyktatora. Twierdził też, że od kilku dni nie miał łączności z Bagdadem. - Moją nadzieją jest teraz pokój, dla wszystkich - powiedział. Dzisiaj rano, jak podała amerykańska telewizja Fox News, Al-Duri przyleciał z Nowego Jorku do Paryża. W stolicy Brazylii, Brasilii, personel ambasady Iraku, po obejrzeniu w telewizji sceny obalania pomnika Saddama Husajna w Bagdadzie, przystąpił do palenia skrzyń i kartonów z dokumentami. - Pracownicy wynosili z budynku papiery i palili je w ogrodzie przed ambasadą - opowiadali brazylijscy policjanci, strzegący przedstawicielstwa Bagdadu. - To kłamstwo - zaprzeczył sekretarz ambasadora. - Paliliśmy tylko śmieci i świeżo ściętą trawę. W Sztokholmie jeden z trzech dyplomatów, którzy pozostali w tamtejszej ambasadzie Iraku (dwóch innych władze szwedzkie wydaliły w ubiegłym miesiącu za szpiegowanie irackich uchodźców), twierdził, że poza tym, co widział w telewizji, "nic nie wie" o sytuacji w Bagdadzie. - Jesteśmy tylko urzędnikami [państwowymi] - dodał - i nie otrzymaliśmy instrukcji ani od byłego, ani od nowego rządu. W Moskwie dziennikarze bezskutecznie usiłowali dowiedzieć się od tamtejszego ambasadora Iraku, czy w rosyjskim przedstawicielstwie w Bagdadzie schronił się Saddam Husajn. Dementi w tej sprawie musiało ogłosić rosyjskie MSZ.