Mówiąc o nieokreślonych "wrogach" Iranu, Ahmadineżad powiedział, że "przez ostatnie 30 lat chcą zmusić naród irański, by się cofnął", dodając: "naród irański oprze się im dzięki swojej potędze". Państwa zachodnie, wywierające presję na Iran, by zrezygnował ze wzbogacania uranu, przedstawiły mu 19 lipca pakiet zachęt, wyznaczając dwa tygodnie na odpowiedź. Rosja i Chiny, które obok USA, Wielkiej Brytanii, Niemiec i Francji uczestniczą w negocjacjach, oponowały przeciw wyznaczaniu terminu. USA ponownie ostrzegły w piątek Teheran, że jeśli zlekceważy ofertę mocarstw, narazi się na dalsze sankcje. Rzeczniczka Białego Domu Diana Perino powiedziała, że jeśli Iran nie odpowie pozytywnie, czekają go "negatywne konsekwencje", które miałyby prawdopodobnie formę sankcji. Perino zastrzegła jednak, że sobotni termin jest umowny. - Mamy nadzieję na jasną odpowiedź, czy dziś, czy jutro, ale jeśli przyjdzie ona w poniedziałek, co za różnica? - powiedziała Perino. Minister spraw zagranicznych Iranu Manuszehr Mottaki dał do zrozumienia w piątek, że jego kraj nie chce wyznaczania mu dat. - Wspominanie o datach granicznych nie ma dla nas sensu - powiedział. Rada Bezpieczeństwa ONZ trzykrotnie już przyjmowała sankcje wobec Iranu, by skłonić go do wstrzymania wzbogacania uranu. Państwa zachodnie obawiają się, że program nuklearny Teheranu wbrew jego zapewnieniom nie ma charakteru cywilnego. Niepokoi się też Izrael, o którym Ahmadineżad mówił, że zostanie "wymazany z mapy". Wicepremier Izraela Szaul Mofaz ocenił w piątek, że Iran w 2010 roku będzie miał możliwość osiągnięcia produkcji wzbogaconego uranu w stopniu umożliwiającym wykorzystanie militarne. - To wyścig z czasem i czas zwycięża - ostrzegł Mofaz.