Historia tych brytyjskich dzieciaków jest jak brazylijski film, w którym zdrada, problemy z ustaleniem ojcostwa nikogo nie dziwią. Nie szokują, bo dzieją się wśród osób dorosłych i odpowiedzialnych za swoje czyny. Tutaj aktorami medialnego spektaklu stały się dzieci oraz... dziecko tych dzieci. To nie jedyna taka historia. Na Wyspach stale rośnie liczba nastolatków, którzy zostają rodzicami przed ukończeniem szesnastego roku życia. W dzisiejszym internetowym wydaniu "The Sun" zostały opisane historie dwóch osób, które w pewnym sensie są portretem przeciętnego brytyjskiego nastolatka. 22-letnia mama 8-letniej córki Amy Parsons urodziła swoją córkę, gdy miała 14 lat. Dziś Alicia ma 8 lat, a jej mama 22. Amy jest samotną kobietą, mieszka w Lincolnshire i kończy kurs komputerowy. Uważa, że zrezygnowanie z życia przeciętnej nastolatki było dla niej najtrudniejszą sprawą w życiu. Z perspektywy czasu nie poleca nikomu takiego doświadczenia. - Uwielbiam swoją córkę i nie żałuję, że ją urodziłam. Ale mam świadomość, że zrezygnowałam z uroków bycia nastolatką wtedy, gdy powinnam się dobrze bawić i chodzić na imprezy z przyjaciółmi. Mam poczucie, że straciłam bardzo wiele - mówi Amy. Miałam 14 lat, gdy poznałam ojca Alicii. Byłam tak zakochana, że pierwszy raz chciałam przeżyć z nim. Zaczęliśmy ze sobą sypiać po paru tygodniach znajomości. Początkowo się zabezpieczaliśmy. Przestaliśmy, bo naiwnie wierzyliśmy, że nie zajdę w ciążę. Zrobiłam test ciążowy, kiedy po raz trzeci nie dostałam miesiączki. Byłam zrozpaczona, gdy zobaczyłam, że wynik jest pozytywny. Mieszkałam wtedy z mamą, przybranym ojcem i jego synem w Oxfordshire. Ciążę trzymałam w tajemnicy jeszcze przez 2 tygodnie. Kiedy powiedziałam rodzicom, byli zszokowani i wściekli, że wykazałam się tak wielkim brakiem odpowiedzialności. Czułam, że psychicznie nie zniosłabym aborcji ani adopcji. Zaczęłam się przywiązywać do swojego dziecka. Mój chłopak miał inne zdanie na ten temat. Nie chciał mieć z nami nic wspólnego. Byłam zdruzgotana reakcją, ale mnie nie złamał. Postanowiłam urodzić dziecko, a rodzice i przyjaciele wspierali mnie w każdej trudnej chwili. Kiedy byłam w siódmym miesiącu, przeszłam na nauczanie indywidualne. 1 sierpnia 2000 roku urodziłam Alicię. Moi rodzice przeprowadzili się do Lincolnshire, kiedy Alicia miała 8 tygodni. Wyjechałam razem z nimi i kontynuowałam naukę w nowej szkole. Udało mi się pozdawać część egzaminów, ale nie byłam w stanie pogodzić szkoły z opieką nad dzieckiem. Gdy skończyłam 17 lat, przeprowadziłam się do domu socjalnego. Zamieszkałam tam sama ze swoją córeczką. Byłam mamą na pełny etat, a moje życie towarzyskie przestało istnieć. - Za każdym razem, gdy rozmawiałam ze swoimi znajomymi,opowiadali mi o imprezach, nowych klubach - ciężko słuchało mi się tych opowieści, bo moje życie wyglądało zupełnie inaczej. Marzyłam o tym, żeby wyjść gdzieś z nimi na drinka i rozpuścić włosy. (...) Nie pracowałam w tym czasie i bardzo dokuczała mi samotność. Kilka razy umówiłam się na randkę, ale żaden chłopak nie był gotowy, żeby z nami zamieszkać. Potrzebowałam mężczyzny, który zaakceptuje nas obie. To dziwne, ale szukałam kogoś zarówno dla siebie, jak i dla córki - mówi Amy. "Nie skończyłem szkoły, nie mam kwalifikacji i bardzo tego żałuję" Scott Price ma dziś 18 lat. Po raz pierwszy został ojcem w wieku 14 lat, ale dziecko zmarło. Gdy skończył 15 lat, jego siedemnastoletnia dziewczyna ponownie zaszła w ciążę. Nie żałuje, że stało się to w tak młodym wieku, ale chciałby skończyć szkołę i dostać dobrą pracę, żeby utrzymać Lisę i małego Kiana. - Byłem w szoku, kiedy dowiedziałem się, że Lisa jest w ciąży, ale byłem podekscytowany. Rok wcześniej straciliśmy córeczkę Shamaine. Poród był przedwczesny i Shamaine urodziła się martwa. To był dla nas bardzo ciężki okres. Rozstaliśmy się, a ja porzuciłem szkołę, bo nie mogłem sobie z tym wszystkim poradzić. Po paru miesiącach wróciliśmy do siebie. Lisa była jedyną osobą, która rozumiała przez co przechodzę - wspomina Scott. - Nie zabezpieczaliśmy się. Żadne z nas nie uczyło się o tym w szkole. Nie wiedzieliśmy o prezerwatywach i innych sposobach antykoncepcji. Aborcja nie wchodziła w grę. Mieliśmy świadomość, że to nasza wina i musimy się liczyć z konsekwencjami - tłumaczy. Po pojawieniu się na świecie Kiana przechodziliśmy bardzo ciężki okres - zarówno pod względem finansowym jak i psychicznym. Byliśmy młodymi rodzicami z masą problemów na głowie. - Zacząłem kurs instruktora fitness, ale musiałem go przerwać, żeby pomóc Lisie opiekować się Kianem. Nie skończyłem szkoły i nie mam żadnych kwalifikacji. Bardzo tego żałuję - opowiada. - Bycie ojcem w tak młodym wieku jest trudne, ale staram się to robić jak najlepiej. Na ojców wywiera się ogromną presję. Muszą zarobić na utrzymanie i zapewnić swoim dzieciom dobre życie. Staram się dostać do zawodowej armii, ale nie jest to łatwe. Moje relacje z Lisą nie są najlepsze. Nie mieszkamy teraz razem. Wcześniej mieszkaliśmy u mojej mamy, ale za dużo się kłóciliśmy. To nie było dobre dla dziecka. Pracujemy nad sobą i chcemy do siebie wrócić. Widuję się z nimi codziennie. Zabieramy synka do parku. Bycie ojcem to ciężka praca, ale cenię każdą minutę spędzoną z Kianem - zapewnia Scott. EKM