Ludzie łakną fantastycznych narracji. Nie mają też zaufania do politycznych elit. Jedno i drugie jest w pełni zrozumiałe, ale kombinacja tych dwóch czynników, w połączeniu z niekontrolowanym zalewem treści - filmów, wpisów, grafik z wątpliwych źródeł sprawia, że mamy tak wielu wyznawców wizji nie zawsze idących w parze z faktami. 9/11 nie było pierwszym w historii wydarzeniem, które stało się źródłem konspiracyjnych narracji. Nie sposób jednak zaprzeczyć, że jest pod tym względem wyjątkowe. Bo wyjątkowy był rozmiar tragedii, jaka się wtedy rozegrała. Nie bez znaczenia jest także fakt, że wszystko transmitowane było przez media na całym świecie. Przypomnijmy: we wtorek 11 września 2001 rano terroryści należący do organizacji Al-Ka’ida porwali cztery samoloty: trzy należące do American Airlines (maszyny lotów 11, 175 i 77) oraz jeden United Airlines (lot 93). Dwa samoloty uderzyły w wieże World Trade Center, WTC 1 oraz WTC 2, kolejny w budynek Departamentu Obrony. Pasażerowie ostatniego powstrzymali porywaczy i doprowadzili do uderzenia maszyny o ziemię. W wyniku zamachów zginęło 2996 osób. Od dwóch dekad spiskowe opowieści o 9/11 rozpalają wyobraźnię i podgrzewają dyskusję wokół tragedii z Nowego Jorku. Jedne to w pełni uzasadnione wątpliwości, drugie to wyniki dziurawej argumentacji domorosłych pseudo-ekspertów. Jeszcze inne to historie kompletnie oderwane od rzeczywistości, snute wyłącznie dla zysku i rozgłosu ich autorów. Zamachy na WTC: Przepowiednie, Nostradamus i Baba Wanga “Dwa stalowe ptaki spadną z nieba na Metropolis Niebo zapłonie na 45 stopniach szerokości geograficznej Ogień pojawi się w wielkim nowym mieście Płomień wystrzeli do góry Kilka miesięcy później spłyną rzeki krwi" Tymi słowami ataki z 11 września 2001 roku miał przepowiedzieć Michel de Nostredame, francuski aptekarz, kabalarz, mistyk i królewski doradca, znany jako Nostradamus. Patrząc na okoliczności zamachów i ich konsekwencje, można odnieść wrażenie, że strofy te idealnie oddają to, co się stało. Jest tylko jeden szkopuł: to nie jest przepowiednia Nostradamusa. To zmyślone wersy, które ktoś umieścił w sieci niedługo po zamachach. W kłamstwo uwierzyły setki tysięcy ludzi, którzy udostępniają te słowa do dzisiaj. Pokazuje to tylko, jak łatwo rozchodzą się podobne narracje za pośrednictwem internetu. Opisując sprawę fałszywego "cytatu" portal "Live Science" przytacza słowa Petera Lemesuriera, autora książki "Nostradamus, Bibliomancer: The Man, The Myth, The Truth". Potwierdza on, że po tragedii z 11 września 2001 pojawiło się mnóstwo zmyślonych słów traktujących o zamachach, które przypisuje się Nostradamusowi oraz mocno przesadzonych interpretacji "przepowiedni". Nie tylko Nostradamus miał przewidzieć ataki na WTC. Zdaniem niektórych proroctwo na ten temat wygłosiła także Baba Wanga, czyli pochodząca z Bułgarii Wangelija Pandewa Dimitrowa. W tym wypadku chodzi o słowa z 1989 o "żelaznych ptakach", a także o "wilkach wyjących zza krzaka". Żelazne ptaki to oczywiste nawiązanie do samolotów, a krzak to po angielsku "bush", co z kolei miałoby mieć związek z ówczesnym prezydentem USA, Georgem Bushem. Niektórym wystarczy to w zupełności, aby stwierdzić, że Bułgarka ujawniła w swoich wizjach przyszłość świata. Inside Job czy celowa indolencja? Zostawmy jednak wróżby i magię, a spójrzmy na prawdziwie konspiracyjne teorie. Tych jest tak dużo, że ich dokładne analizy stały się materiałem na niejedną książkę. Aby ułatwić poruszanie się wśród nich, trzeba było podzielić je na kategorie. Pierwszą grupą jest MIHOP, czyli "Made it happen on purpose". Jej nazwę można przetłumaczyć jako "Zrobili to celowo". W tej kategorii znajdują się wersje, według których 9/11 było od początku “wewnętrzną robotą" rządu USA, a Al-Ka’ida stanowiła jedynie przykrywkę albo nie istniała w ogóle. Druga to LIHOP, "Let it happen on purpose". Ten zbiór zawiera hipotezy o tym, że władze Stanów Zjednoczonych co prawda same nie przeprowadziły zamachów, ale wiedziały o nich i im nie zapobiegły. Trzecią kategorię określa się bardzo ogólnie jako "inne". To wszystkie narracje, które nie mają ustrukturyzowanej, konkretnej argumentacji, ale wychodzą z założenia, że wersja wydarzeń przedstawiona przez rząd jest niezgodna z prawdą. Dlaczego jest tego aż tak dużo? Doktor Kent Bausman, socjolog, wyjaśnia, że “teorie spiskowe są zakorzenione w historii i społeczeństwie amerykańskim". - Przypomnijmy sobie czasy pierwszych osadników i opowieści o procesach wiedźm z Salem - tłumaczy w rozmowie z Peterem Suciu z czasopisma "Forbes". - Fakt, że konspiracyjne narracje mają w Stanach tylu zwolenników świadczy o tym, że pełnią one ważną funkcję w społeczeństwie. Służą jako patologicznie uproszczone, często kompletnie nielogiczne, ale łatwe do przyswojenia wyjaśnienie świata. To przynosi ulgę ludziom, którzy nie potrafią czasem zrozumieć zawiłości rzeczywistości. Kiedy zdarzy się coś tak strasznego i dużego jak 9/11, teorie narastają, zyskują moc. Suciu w tekście z września 2020 opisuje zjawisko rosnącej fali fake newsów i wpisów promujących teorie spiskowe związane z 9/11. Kryzys dezinformacji związanej z pandemią koronawirusa pociągnął za sobą wzrost liczby fałszywych treści na temat wydarzeń sprzed dwóch dekad. Zdaniem Bausmana te same środowiska odpowiadają za dystrybucję tych treści, które z kolei znajdują posłuch u tych samych grup odbiorców. Social media dały drugie życie teoriom spiskowym o zamach. "Magiczny" wybuch Pierwszą teorią, która pojawiła się już kilka godzin po zamachach, jest ta mówiąca o wysadzeniu Bliźniaczych Wież. To najpopularniejszy przedstawiciel kategorii MIHOP. Jej zwolennicy twierdzą, że niemożliwe było to, by budynki zawaliły się bez "pomocy" dodatkowych eksplozji. Wedle tej narracji, wieże WTC 1 i WTC 2 runęły w wyniku detonacji ładunków wybuchowych umieszczonych w głównych kolumnach konstrukcji. Dowodem na to miałby być przede wszystkim fakt, że budynki zawaliły się niemal pionowo. Na dodatek pomiędzy uderzeniem samolotów, a samym zawaleniem, minęło ponoć zbyt mało czasu, by ogień zdążył strawić stalowe podpory wież, a płonące paliwo lotnicze nie wytworzyłoby temperatury zdolnej do stopienia stali (są i tacy, którzy uważają, że stali nie da się stopić). Wątpliwości dotyczące tego wątku próbowała wyjaśnić komisja powołana przez agencję NIST (National Institute of Standards and Technology). W swoim raporcie eksperci tłumaczą, że już samo uderzenie znacząco naruszyło gigantyczne wsporniki, a płomienie, podsycane przez łatwopalne materiały, przedostały się na inne piętra przez szyb windy, co ostatecznie doprowadziło do zapadnięcia się wieżowca. Jednak wersję o ładunkach wybuchowych specjaliści z NIST obalają innym argumentem. Ponieważ skomplikowane analizy mogą być niezrozumiałe dla samozwańczych ekspertów, autorzy raportu posługują się zdrowym rozsądkiem. Eksplozja będąca w stanie zniszczyć tak duże budynki wymagałaby gigantycznych ilości materiałów wybuchowych, których wniesienie i montaż zajęło co najmniej kilka tygodni. Tymczasem nikt z kilku tysięcy osób przebywających codziennie w WTC nie zgłosił niczego podejrzanego. Taki wybuch musiałby być także zauważony przez urządzenia do pomiaru aktywności sejsmicznej. Te nie wykazały niczego. NIST tłumaczy również, że konstrukcje tego typu wyburza się detonując ładunki w dolnej części budynku, a nie w górnej. Wieża numer 7 Zwolennicy teorii MIHOP często opierają swoją argumentację na kazusie budynku WTC 7. Nie wszyscy wiedzą o tym, że w trakcie zamachów zawaliły się nie dwie, a trzy wieże World Trade Center. Trzecia z nich to właśnie WTC 7, 47-piętrowy biurowiec należący do tego samego kompleksu. Nie uderzył w niego żaden samolot, jednak on także uległ zniszczeniu. Zawalił się dużo później niż Bliźniacze Wieże, ale przyczyny były podobne: uszkodzenie konstrukcji oraz pożar, który przeniósł się z budynków 1 i 2. Dla wyznawców "faktów alternatywnych" czy "prawdowców" (oryg. truthers), jak sami siebie nazywają, WTC 7 stał się niemal symbolem. Zniszczenie obiektu, w który nie uderzył żaden samolot, jest ich zdaniem potwierdzeniem hipotezy o rządowym spisku. Po pierwsze, nigdy wcześniej budowla o podobnej konstrukcji nie runęła w wyniku pożaru (co akurat jest zgodne z prawdą). Po drugie, jego zawalenie się na nagraniach wygląda niczym kontrolowane "złożenie". Po trzecie, w WTC 7 znajdowały się liczne biura agencji federalnych i administracji rządowej, co zdaniem niektórych ma świadczyć o tym, że... CIA, bądź inny organ służb specjalnych, celowo bądź niejako “przy okazji" wysadził (lub spalił za pomocą termitu) budynek, aby ukryć ślady. Specjaliści NIST odnieśli się także i do tych rewelacji. Po raz kolejny zauważyli, że taka operacja wymagałaby ogromnej ilości materiałów, których wniesienie na pewno zostałoby zauważone. Tak silną eksplozję zarejestrowałyby kamery, musieliby także usłyszeć ją świadkowie. Ostatecznie w gruzowisku nie znaleziono żadnych śladów po termicie czy ładunkach wybuchowych. Żadnego samolotu nie było Chyba najbardziej zwariowaną wersją z tej grupy teorii jest "no-planes theory". W tym wypadku mowa o braku jakiegokolwiek samolotu. Propagatorem tej wersji był Morgan Reynolds, niegdyś należący do administracji prezydenta Busha. Jego zdaniem nagrania z wydarzeń pod WTC zostały zmanipulowane, a samoloty wstawione komputerowo. Inny przedstawiciel tego nurtu, David Shayler, twierdzi, że rząd wyświetlił nad Nowym Jorkiem hologramy. Co w takim razie zniszczyło Bliźniacze Wieże? Rakiety wystrzelone przez armię USA. Pasażerowie lotów natomiast to podstawieni aktorzy albo zmyślone postaci, których nigdy nie było. Widmowy Pentagon Ostatnią linią argumentacji autorów teorii MIHOP jest wątek budynku Departamentu Obrony Stanów Zjednoczonych, czyli popularnego Pentagonu. A konkretnie to, że atak na Pengaton został sfingowany. Miałby o tym świadczyć rozmiar wyrwy powstałej w wyniku uderzenia - innej niż wielkość Boeinga 757, który rozbił się o budynek. Zniknęły także szczątki samej maszyny z lotu 77. Momentu uderzenia nie zarejestrowała również żadna z kamer zamontowanych w kompleksie Departamentu Obrony. Co w takim stało się z pięciokątnym budynkiem? Wyrwa w gmachu miałaby powstać w wyniku uderzenia rakietą. A wersja z porwanym Boeingiem powstała tylko dla stworzenia zasłony dymnej. Żadnego samolotu nigdy nie było. Niedowiarków nie przekonały liczne zeznania świadków, według których samolot uderzył w Pentagon ani nagrania z rozmów z pasażerami lotu 77. W 2004 roku członkowie Judicial Watch, jednej z grup podważających oficjalną wersję wydarzeń, zmusili organy państwowe, na mocy Freedom of Information Act (ustawa z 1966 dotycząca jawności informacji, znajdującej się w posiadaniu organów rządowych), do ujawnienia nagrań z monitoringu znajdującego się nieopodal miejsca zdarzenia hotelu Sheraton oraz stacji benzynowej. Na filmie, którego fragmenty wyciekły do mediów już dwa lata wcześniej, widać nadlatującą maszynę. Nietrudno się domyślić, że nie przekonało to wszystkich. Część obserwatorów uznała bowiem, że nagrania zostały spreparowane, a samolot wygląda na nich niewyraźnie. Taśmy z rozmów z przerażonymi pasażerami lotu 77 są również, a jakże, mistyfikacją. Ta odnoga jest jednak tak oderwana od rzeczywistości, że wzburzyła nawet... niektóre środowiska zwolenników teorii spiskowych. Chodzi o kwestię ofiar zamachów, do których rzecz jasna należą pasażerowie porwanych samolotów. Sugestia jakoby mieli oni nigdy nie istnieć, podczas gdy członkowie ich rodzin musieli mierzyć się ze stratą bliskich była już za daleko idącą hipotezą. Podążaj za pieniędzmi Różnica pomiędzy raportem NIST, a scenariuszami zwolenników teorii spiskowych polega na tym, że wspomniane teorie zaczęły pojawiać się niemal od razu, a badania inżynierów trwały sześć lat, od 2002 do 2008 roku. Dopiero po takim czasie można było wyjaśnić, w oparciu o wiedzę naukową, co właściwie stało się z budynkami. W przeciwieństwie do opinii sceptyków, które powstają w kilka chwil: przy stole, po obejrzeniu krótkiego filmu w internecie czy w przerwie na papierosa. Jednak wnioski ekspertów nie wyjaśniają każdej hipotezy niezgodnej z oficjalną linią rządu. Najtrudniejsze do podważenia są teorie z grupy LIHOP, oparte na założeniu, że rząd USA, bądź CIA, wiedziały o nadchodzących wydarzeniach, ale celowo im nie zapobiegły. O tej konkretnej kategorii scenariuszy alternatywnych mówi się także "foreknowledge" lub "advance-knowledge". Jednym z wątków, na których opiera się taka argumentacja, jest system obrony przeciwlotniczej NORAD (North American Aerospace Defense Command), który nie zadziałał prawidłowo tamtego feralnego dnia. Zdaniem niektórych nie był to przypadek - myśliwce, mające chronić amerykańską przestrzeń powietrzną, zostały poderwane za późno, a ich możliwości nie były wykorzystane w pełni. Inni przypominają jednak, że NORAD był niedoskonały od samego początku, gdyż jego twórcy nie przewidzieli ataków ze strony lotów pasażerskich. W scenariuszach zakładano jedynie agresję przy użyciu lotnictwa wojskowego. Hasło "follow the money" (ang. śledź pieniądze) oznacza mniej więcej: "jeśli chcesz się czegoś o czymś dowiedzieć, sprawdź, kto na tym zarobił", czyli podobnie jak w przypadku naszego "jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze". Niektórzy zwolennicy teorii LIHOP zauważyli, że na początku września 2001 pojawiło się sporo zleceń sprzedaży udziałów w liniach lotniczych American Airlines i United Airlines. Żadna inna linia lotnicza nie zanotowała tylu tego typu zleceń. Dziwne ruchy wykonywano zauważono także w rekordach firm ubezpieczeniowych. Zarówno jeśli chodzi o firmy związane z liniami lotniczymi, jak i niektórymi najemcami biur w wieżach WTC. W tym wypadku tłumaczenie przedstawicieli dwóch domów brokerskich oskarżonych o udział w konspiracji - NFS i TD Waterhouse - było bardzo mgliste. Tłumaczyli oni bowiem, że wszystkie transakcje, podejrzane ze względu na związek z zamachami, to kwestia przypadku. Oliwy do ognia dolała specjalna komisja, powołana do zbadania tego wątku, która potwierdziła wersję maklerów. Żydzi i ludzie-jaszczury Tak tragiczne i tak medialne wydarzenie nie mogło nie zrodzić scenariusza zakładającego udział lobby żydowskiego lub istot pozaziemskich. Te opowieści określa się mianem "innych", jako że nie odnoszą się bezpośrednio do działań rządu USA. Jedna z nich mówi o tym, że zamachy zostały przygotowane pod nadzorem Izraela. Świadczyć miałby o tym brak osób pochodzenia żydowskiego na liście ofiar zamachów. Rzeczywiście, wśród nich znalazł się tylko jeden obywatel Izraela, ale... 400 Żydów. Autor tezy nie wziął pod uwagę faktu, że nie każdy Żyd ma izraelski paszport. Tam, gdzie można zrobić trochę szumu i zyskać nieco rozgłosu, tam najpewniej pojawi się też David Icke. A jak David Icke, to i ludzie-jaszczury. Zdaniem Icke’a reptilianie rządzą naszym światem od zarania dziejów i maczali także palce w zamach z 11 września. Nie będziemy jednak już zajmować się tym, jak mieliby to zrobić. Od dwóch lat pisarz zapowiada książkę, w której zawrze "prawdę o 9/11 i reptilianach". Na drodze stanęła mu jednak pandemia, którą, jego zdaniem, również wywołali kosmiczni jaszczuroludzie. Wyjaśnianie tego ostatniego zajmuje mu tyle czasu, że nie może ukończyć dzieła o WTC.