Owe utworzone z ziemskiego prochu istoty ludzkie były obdarzone siłą równą potężnym sztormom. Na nieszczęście, zmieniający swój kształt demon także przypadkowo pojawił się na świecie i zaczął ludzi nękać. Wielki Duch strącił demona w bezdenną otchłań. Aby się pomścić, zły demon znalazł schronienie w kłach i żądłach jadowitych stworzeń i nadal prześladuje ludzi". Niemal każda ludzka kultura ma własny mit stworzenia i jest on zwykle integralną częścią wyznawanej przez jej członków religii. Prawdy wiary nie są, z zasady, przedmiotem negocjacji czy krytycznej analizy mającej za cel osiągnięcie uniwersalnej, ogólnoludzkiej zgody. Mity Apaczów czy Czirokezów są odmienne i takimi zapewne na zawsze pozostaną. Zupełnie inny jest status prawdy naukowej - choć samo słowo "prawda" jest w tym kontekście problematyczne i wymagałoby dodatkowej filozoficznej rozprawy, na którą nie ma tu miejsca. Owa prawda naukowa jest, z jednej strony, jakby bardziej "demokratyczna" i może być otwarcie kwestionowana przez każdego. Nie jest prawdą absolutną, i każda naukowa teoria powinna być, zdaniem większości filozofów i metodologów nauki, uważana za prowizoryczną propozycję czekającą na dalsze uściślenie bądź odrzucenie (czyli, jak określił to Karl Popper, falsyfikację). Naukowym opisem otaczających nas zjawisk steruje pewnego rodzaju "poznawczy totalitaryzm" polegający na tym, że sytuacja współistnienia dwu naukowych twierdzeń pozostających ze sobą w sprzeczności jest uważana za sytuację kryzysową i naukowcy dokładają wszelkich starań, aby osiągnąć w każdej kwestii zgodność. Powyższe spostrzeżenia są oczywiście dalekie od zadowalającego opisu zarówno natury religii, jak i nauki, lecz mogą stanowić punkt wyjścia do - także z konieczności dość wstępnych - rozważań na temat ich wzajemnych relacji. A dokładniej na temat relacji między darwinowską teorią ewolucji a tzw. naukowym kreacjonizmem. Teistyczna ewolucja W najogólniejszym sensie za kreacjonizm uważać można pogląd, że Wszechświat, Ziemia, życie i człowiek zostały stworzone przez boga lub bóstwa. "Kreacjonistami", w tym rozumieniu, są zatem wszyscy wyznawcy judaizmu, chrześcijaństwa, islamu i większości innych światowych religii. W sensie nieco węższym, w którym termin ten jest częściej używany, jest to przekonanie, że zostały one stworzone w swej pierwotnej formie i nie ulegały od chwili swych narodzin zasadniczym przemianom. Jest to przekonanie niezgodne z naukowym poglądem na świat i ma charakter religijny i filozoficzny. Jako takie - zdaniem wielu uczonych, jak np. zmarły w 2002 roku znany amerykański paleontolog i publicysta naukowy Stephen Jay Gould - może współistnieć z naukowym poznaniem rzeczywistości jako dwa odmienne "magisteria". W swojej książce "Skały wieków. Nauka i religia w pełni życia", w której głosi możliwość harmonijnej rekoncyliacji wiary i nauki, a w szczególności teorii biologicznej ewolucji, pisze on, że "Magisterium nauki zajmuje się rzeczywistością empiryczną: z czego wszechświat jest zrobiony (fakty) oraz dlaczego działa tak, a nie inaczej (teorie). Magisterium religii dotyczy kwestii ostatecznego sensu, znaczenia oraz wartości moralnych. Owe dwa magisteria ani się nie pokrywają, ani nie wyczerpują wszystkich dziedzin (wystarczy wspomnieć magisterium sztuki lub sens piękna). By zacytować stare powiedzenie: nauka zajmuje się wiekiem skał, religia - skałą wieków; nauka studiuje, w jaki sposób niebo chodzi, religia - jak dojść do nieba". Rzeczywistość kulturowa i społeczno-polityczna jest jednak bardziej złożona, niż pragnąłby tego Gould i inni podobnie myślący ludzie. Istnieje wiele odmian kreacjonizmu, którego wyznawcy są przekonani, że ich poglądy mają status prawd naukowych i jako takie są niezgodne z "wyznawaną" przez przeważającą większość naukowców teorią ewolucji gatunków drogą doboru naturalnego - stanowiąc dla niej pełnoprawną naukową alternatywę. Tym "naukowym kreacjonizmem" czy kreacjonizmami - z reguły, choć nie zawsze, odwołującymi się do takiej bądź innej doktryny teologicznej - właśnie się zajmę. Na wstępie wypada podkreślić, że popularny niegdyś pogląd, jakoby wiara i nauka znajdowały się w permanentnym stanie wojny (głoszony w XIX wieku przez takich amerykańskich intelektualistów jak John William Draper i Andrew Dickson White), nie jest już dziś przekonujący. Coraz powszechniejsza jest opinia, że nauka - która zrodziła się w kręgu kultury judeochrześcijańskiej - wiele zawdzięcza religii i może być wręcz traktowana jako jej "dziecko".