W ostatnich czasach strażnicy z kenijskich parków narodowych zabili pięć słoni, które regularnie żywiły się na polach uprawnych. Ostatnim zwierzęciem, który ma taki zwyczaj jest samiec Kimani. Walka o jego ocalenie trwa od dwóch lat i rozpoczęła się dzięki grupie Save the Elephants. Jej członkowie wpadli na pomysł, by olbrzymiemu samcowi założyć na szyję obroże z nadajnikiem. Za pomocą systemu GPS wyznaczono też wirtualną granicę pomiędzy terenem Kimaniego i polami uprawnymi. Za każdym razem, gdy słoń zbliża się do tej granicy, jego nadajnik wysyła SMS-a z informacją o tym fakcie. Wówczas w stronę słonia jadą strażnicy, których zadaniem jest odstraszyć zwierzę lub też strzelić do niego pociskiem usypiającym. Program jest drogi, gdyż wymaga ciągłych dyżurów pełnionych przez strażników, systemu alarmowego oraz pozostawienia w ciągłej gotowości samochodu. Od czasu jego wdrożenia Kimani 15-krotnie zbliżał się do pól uprawnych. Okazuje się jednak, że projekt zdaje egzamin. Kimani coraz rzadziej zagraża wioskom. Ponadto słonie uczą się od starszych, więc młode osobniki nie dowiedzą się od niego, że w pobliżu wiosek można znaleźć pożywienie. Przekaże on im swoje doświadczenie, które mówi, że w tamtych okolicach pojawiają się odstraszający słonie ludzie. Już zauważono, że w okolicy, w której żyje Kimani, inne słonie coraz rzadziej nawiedzają pola. Pomysł na tyle się sprawdzić, że w innej części Kenii założono podobny nadajnik kolejnemu samcowi - Górskiemu Bykowi. Nadajniki mają też i tę zaletę, że mogą uchronić zwierzęta przed kłusownikami. Gdy szczególnie cenny osobnik będzie zmieniał miejsce pobytu i np. opuści park narodowy, strażnicy będą mogli podążyć za nim. Autor: Mariusz Błoński