Myśli się także o zastosowaniu go dla pacjentów, których układ oddechowy został poparzony lub uszkodzony substancjami chemicznymi. Stąd zresztą wzięły się pieniądze na jego budowę. W znacznym stopniu sfinansowano je ze źródeł Pentagonu, któremu zależy na aparaturze, która może pomóc żołnierzom na przykład po ataku bronią chemiczną. Aparat ma blisko pół metra długości i jest wprowadzany do żyły, którą krew wraca z powrotem do serca, jego odpowiednia struktura umożliwia pobieranie z krwi dwutlenku węgla i wzbogacanie jej w tlen. Krew jest przepychana przez błony z odpowiednich tworzyw. Źródło tlenu znajduje się poza organizmem. Zdaniem jego twórców aparat jest bardziej efektywny niż respirator, równocześnie tańszy i bezpieczniejszy dla pacjenta niż obecne sztuczne płuco wymagające przepompowywania krwi poza organizmem. Prawdopodobnie jego testy rozpoczną się w przyszłym roku i jeśli się powiodą, można oczekiwać wprowadzenia go do praktyki klinicznej w 2004 roku. Po raz pierwszy urządzenie oparte na podobnej zasadzie testowano przed 10 laty. Wtedy okazało się jednak mało efektywne. Tym razem ma być inaczej.