OCT, czyli Optical Coherence Tomography, nie jest całkiem nową metodą - powszechnie wykorzystuje się ją m.in. w badaniach okulistycznych. Jednak dopiero zespoły prof. Piotra Targowskiego i prof. Bogumiły Rouby z UMK dostosowały tę metodę do badań dzieł sztuki. - To coś w rodzaju radaru. Urządzenie wysyła w kierunku badanego obiektu wąski promień światła. Światło wchodzi tak głęboko, jak to możliwe, rozprasza się - np. na granicach warstw, na drobinach pigmentu czy na przykład na pęknięciach - i wraca do urządzenia. Na podstawie analizy interferometrycznej tego powracającego światła można oszacować, na jakiej głębokości doszło do rozproszenia - opisał prof. Piotr Targowski. Opracowana przez Polaków metoda pozwala np. ustalić, czy już po zawerniksowaniu obrazu na dzieło nanoszone były jeszcze jakieś poprawki. Ma to znaczenie np. przy ustalaniu oryginalności sygnatury. - Jeśli inskrypcja była malowana równocześnie z obrazem, powinna znajdować się głęboko, pod warstwą werniksu - wyjaśnił naukowiec. Na początku lutego OCT wykorzystano w badaniu "Sądu Ostatecznego" Hansa Memlinga w Muzeum Narodowym w Gdańsku. - Nasze wyniki są jeszcze w opracowaniu. Ale one same, w oderwaniu od innych analiz, prawdopodobnie nie będą przełomowe. Musimy jeszcze dokonać syntezy z wynikami uzyskanymi za pomocą innych nieinwazyjnych metod - przyznał prof. Targowski. Z badań obrazu Memlinga równocześnie wykonanych przez zespół Włochów, innymi niż OCT metodami, okazało się już, że w obrazie użyto bardzo dużej ilości niebieskiego pigmentu pochodzącego z minerału lapis lazuli. W okresie, kiedy tryptyk powstawał (między 1465 a 1471 rokiem), był on droższy od złota. Badania "Sądu Ostatecznego", przeprowadzone zarówno przez zespół prof. Targowskiego, jak i przez zespół z Włoch, wykonano w ramach międzynarodowego projektu naukowo-konserwatorskiego CHARISMA realizowanego z funduszy 7. Programu Ramowego Unii Europejskiej. Właśnie w ramach tego projektu naukowcy z UMK pod koniec lutego wybierają się do Florencji, gdzie metodą OCT mają zbadać m.in. "Pokłon Trzech Króli" Leonarda da Vinci. "Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jakie będą wyniki tych badań, ale sam fakt obcowania z tym dziełem jest dla nas dużą satysfakcją" - zaznaczył prof. Targowski. Wyjaśnił, że dzięki badaniu OCT można uzyskać informację o tej części struktury obiektu, która jest dostępna dla światła. W przypadku obrazów OCT służy więc do badania np. warstwy werniksu - a więc rodzaju lakieru - czy laserunku - przezroczystej czy półprzezroczystej warstwy farby, która zmienia odcień głębiej położonych warstw. - Nie mamy maszyny czasu, nie możemy powiedzieć, co się z obrazem działo, ale możemy wskazać historykom sztuki, że w danym miejscu dzieła nastąpiły jakieś zmiany - podkreślił badacz. Zaletą urządzenia jest jego duża rozdzielczość, rzędu kilku mikrometrów (1 mikrometr to 0,001 mm), a także względna szybkość działania. Prof. Targowski zauważył, że metoda OCT jest nieinwazyjna, a więc w żaden sposób nie szkodzi materii zabytkowej. Zaznaczył przy tym, że OCT jest jedną z bardzo wielu metod badania dzieł sztuki i powinna być stosowana w połączeniu z nimi, jako ich uzupełnienie. - To jest jeden z elementów układanki, mozaiki - przyznał. Naukowiec powiedział, że OCT wykorzystano też m.in. do badania obrazu z klasztoru franciszkanów w Pakości (powiat inowrocławski). Historycy sztuki wątpili w pochodzenie inskrypcji - podpis wskazywał, że na obrazie uwieczniony jest święty Leonard, ale według specjalistów obraz mógł być wcześniejszy niż data kanonizacji tego świętego. OCT pokazało, że wątpliwości mogą być uzasadnione: inskrypcja rzeczywiście została dodana już po namalowaniu obrazu. OCT wykorzystywane jest także w badaniach m.in. instrumentów muzycznych, obiektów z bursztynu, szkła czy nawet piaskowca - pomaga konserwatorom ocenić stopień zniszczenia danego obiektu i dobrać właściwą metodę konserwacji. - Czasem jest to praca detektywa - żartował badacz z UMK.