Profesor Julian Elliott, pedagog z uniwersytetu w Durham, powiedział dziennikowi "The Daily Telegraph", że w każdym kraju i języku spora proporcja dzieci ma kłopoty z czytaniem, pomimo normalnej inteligencji, ale przyczyny bywają bardzo różne. Rodzice, usłyszawszy diagnozę dysleksji oczekują jednak jakichś określonych kuracji i metod, które się sprawdzą. A jest to nieporozumienie. Psycholog edukacji, doktor Gay Keegan, uważa, że termin dysleksja nie jest w niczym pomocny, gdyż nie jest to zespół wspólnych objawów, nie ma jasnej prognozy, ani jednolitej reakcji na interwencje terapeutyczne i edukacyjne.Z takim stawianiem sprawy nie zgadza się organizacja dobroczynna Dyslexia Action. Jej naczelny badacz dr John Rack powiedział "Daily Telegraphowi", że ten termin pomaga ludziom zrozumieć trudności innych, a nauczycielom planować sposoby podejścia, a często obejścia problemu.Brytyjska służba zdrowia ocenia, że na różne stopnie dysleksji cierpi od 4 do 8 procent dzieci w kraju. U części nie ustepuje ona nigdy.