Ponieważ planety świecą światłem odbitym od Słońca, ich blask widziany z Ziemi zależy od ich odległości od naszej planety i fazy. Problemów z określeniem momentu maksymalnego blasku nie ma z planetami zewnętrznymi. One świecą najjaśniej w opozycji, to znaczy w momencie, gdy ustawią się w jednej linii ze Słońcem i Ziemią. Wtedy nie dość, że są najbliżej naszej planety, to jeszcze cała ich tarcza jest oświetlona i efektywnie odbija światło w naszym kierunku (moment ten jest analogiczny do pełni Księżyca). Planety wewnętrzne, czyli Wenus i Merkury, sprawiają nam trochę więcej problemów. Gdy w jednej linii ustawi się na przykład Ziemia, Wenus i Słońce, planeta bogini miłości jest widoczna albo na tle tarczy naszej dziennej gwiazdy, albo blisko Słońca, przez to jej obserwacje w nocy nie są możliwe. Tym bardziej, że jej oświetlona strona jest zwrócona do nas tyłem. Dlatego planety wewnętrzne osiągają maksimum swojego blasku w momencie, gdy znajdują się w dość sporej odległości kątowej od Słońca. Działa wtedy wypadkowa dwóch efektów. Aby blask był maksymalny, planeta musi być wciąż dość blisko Ziemi, a jednocześnie jej faza musi być na tyle duża, aby odbijać dostatecznie dużo promieniowania w kierunku naszej planety. Maksymalny blask planety Wenus będzie można obserwować o godzinie 0:30 w nocy z piątku na sobotę. Tak naprawdę o tej porze Wenus w Polsce będzie już pod horyzontem, więc na obserwacje należy się wybrać wieczorem 20 albo 21 lutego. Planeta będzie świecić wtedy około 25 stopni nad zachodnim horyzontem. Maksymalny blask Wenus sięgnie -4.6 magnitudo, a więc będzie ona wtedy prawie 20 razy jaśniejsza od najjaśniejszej gwiazdy naszego nieba - Syriusza. Tylko Słońce i Księżyc przewyższają Wenus swoją jasnością.