Zdaniem recenzentów "Dzienników kosmonauty" Lebiediewa, książki o tym jak radziecki kosmonauta "spędził w latającej puszce ponad pół roku, co było mimo wszystko mniej nużące niż perspektywiczna podróż na Marsa", nie powinno się pokazywać wrogom, jako że można ją traktować jako długi przepis na uprzykrzanie życia innym. Valentin Lebiediew zauważył, że wraz z długotrwałym pobytem w przestrzeni zaczął coraz bardziej wrogo traktować swojego jedynego towarzysza, ich rozmowy stawały się coraz krótsze i niemiłe, a ponadto na pokładzie statku "Salut7" zaczął panować wszechobecny terytorializm. Półroczny pobyt na statku wydaje się niczym przy co najmniej 17 miesiącach, według optymistycznych obliczeń, potrzebnych na podróż na Marsa i z powrotem. Mimo to w ciągu kilku dni od ogłoszenia przez Rosyjski Instytut Biomedycyny i Europejskiej Agencji Kosmicznej programu "Mars500" do eksperymentu symulującego podróż na Marsa do programu zgłosiło się ponad 3 tys. chętnych osób, by w imię nauki - za 120 euro dziennie - zostać poddanym stresowi przez okres dłuższy niż kiedykolwiek w życiu. Kryterium doboru kandydatów będzie podobnie jak w przypadku prawdziwych kosmonautów z tym, że większy nacisk zostanie przyłożony na aspekty psychologiczne niż fizyczne pretendentów. Uczestnicy stworzą dwa sześcioosobowe zespoły - po czterech Rosjan i dwóch obywateli Unii Europejskiej, które zostaną zamknięte w czterech połączonych modułach o łącznej powierzchni 550 mkw. Aby zwiększyć realizm przedsięwzięcia, uczestnikom zostanie zapewniona oryginalne żywność przeznaczona dla Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Podobnie jak w programie "Big Brother", zespoły odcięte od świata w podmoskiewskim centrum będą wykonywać zlecone im zadania, podczas których ich zachowanie będzie monitorowane . Nie stworzono jeszcze dokładnej listy zadań, jednakże jest pewne, iż wśród nich będzie symulowany start, lądowanie, nieprzewidziane awarie, symulacja przebywania na Marsie oraz reakcje na wiadomości płynące z Ziemi (raz dziennie, z 40-minutowym opóźnieniem). W przeciwieństwie do bohaterów telewizyjnego show nie będzie głosowań; kto odpada z programu, a dodatkowo kandydaci muszą mówić płynnie po angielsku i rosyjsku, a także prowadzić przez prawie dwa lata dokładny zapis swoich reakcji, przemyśleń oraz relacji z innymi uczestnikami eksperymentu. Program przewiduje trzy tury - pierwsze dwie, mające się rozpocząć w połowie 2008 r to 105-dniowe preludia do właściwego, 520-dniowego eksperymentu - który rozpocznie się pod koniec 2008 r. Nawet podróżując z szybkością światła podróż tam i z powrotem trwałaby 44 minuty. Żadna "domowa" rozmowa tyle nie trwa, a jeśli nawet bywa przez to mocno uciążliwa. Także oglądanie Ziemi przez taki czas stałoby się nudne - zwłaszcza, że nie byłby to widok błękitu oceanu z wirującymi nad nim białymi kłębami chmur, a jedynie malutki punkcik w oddali. Uczestnicy eksperymentu, tak jak przyszli zdobywcy Marsa, będą musieli znosić siebie oraz monotonne otoczenie pustki przez prawie dwa lata. Niektórzy psychologowie, na bazie obserwacji "męskich misji", proponują wysłać w tego typu misję załogę złożoną tylko z kobiet; argumentując, iż nawet jeśli są bardziej złośliwe oraz irytujące to istnieje mniejsze prawdopodobieństwo,że popełnią samobójstwo czy też nawzajem się wymordują. Inni badacze opowiadają się bardziej za misjami koedukacyjnymi, podczas których członkowie załogi mogą się lepiej wspierać. Eksperyment ma dostarczyć odpowiedzi, która z teorii jest najbardziej trafna. Niektórzy żartobliwie twierdzą, iż najlepszymi kandydatami na kosmicznych odkrywców są fani gier komputerowych: nie cierpią na klaustrofobię, nie istnieje dla nich problem długotrwałego przebywania w tym samym miejscu, nie ma znaczenie jakość żywności - o ile żywność w ogóle, mogą spędzać godziny w skupieniu wykonując te same, powtarzalne czynności, a ponadto bardzo szybko przyswajają instrukcje oraz obsługę technicznie zaawansowanych urządzeń. Co prawda, istnieje zagrożenie, że po wylądowaniu na Marsie nie poradzą sobie z agorafobią - także żartując, dodają inni.