Dokonujący instalacji astronauta Randolph Bresnik w czasie pierwszego w życiu spaceru w kosmosie o wiele bardziej przejmował się swoją żoną, mającą lada chwila urodzić dziecko. Nie powstrzymał się jednak, by wyrazić zachwyt. - Oprócz chwili, gdy po raz pierwszy w życiu zobaczyłem moją żonę, nie wiem, czy kiedykolwiek widziałem piękniejszy widok - mówił patrząc na Ziemię z wysokości 355 kilometrów. - To wspaniałe. Żona Bresnika, Rebecca, oczekiwała na poród w Houston. Termin porodu wyznaczono na piątek, lecz do soboty dziecko jeszcze nie przyszło na świat. Astronauci zgodzili się z centrum kontroli lotu, aby wstrzymać się z rozgłaszaniem wieści o porodzie, gdyby doszło do niego w czasie wyjścia w kosmos. Wszystkim zależało, aby 42-letni Bresnik - ze względu na duże ryzyko - skoncentrował się na zadaniu. Bresnik wraz ze swym kolegą Michaelem Formanem zaczęli spacer później niż planowano, ponieważ na ISS ogłoszono alarm o dekompresji. Wysokie tony dobiegały kosmonautów na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej z rosyjskiego modułu badawczego. Choć sygnał okazał się fałszywy, zakłócił przygotowania do wyjścia. Kosmonauci szybko jednak nadrobili straty. Mimo że w otwartą przestrzeń kosmiczną wyszli z ponad godzinnym opóźnieniem, dwie anteny i czujnik wyładowań elektrycznych zamontowali przed czasem. Tuż przed spacerem wszyscy astronauci za pomocą zrobotyzowanego wysięgnika umieścili na zewnątrz stacji wielką platformę z częściami zapasowymi. To już druga tego typu instalacja w tym tygodniu. W czasie obecnej misji Atlantis na ISS przywiózł niemal 15 ton wyposażenia. W przyszłym roku prom kosmiczny kończy swą służbę. Na poniedziałek zaplanowano jeszcze jedno wyjście w kosmos. Wahadłowiec przy stacji orbitalnej pozostanie do środy, a powrót na Ziemię wyznaczono na piątek.