Z im większej grupy ludzie wybierają partnera, tym ważniejszą rolę zaczyna odgrywać seksowny image. Choć niektórym trudno się do tego przyznać, stajemy się wtedy głównie istotami biologicznymi (Animal Behaviour). Dr Alison Lenton i jej zespół z Uniwersytetu w Edynburgu wiedzieli, że u ptaków i naczelnych wybieranie z szerszego grona zwiększa szanse osobników niedominujących. Z tego powodu postanowili sprawdzić, czy w przypadku ludzi jest podobnie. Urządzili 118 sesji z 5-minutowymi randkami. W poszczególnych grupach znajdowało się od 7 do 36 osób. W miarę wzrostu ich liczebności zaobserwowano zjawisko odwrotne niż u zwierząt: coraz więcej ofert ponownego spotkania spływało do zaledwie kilku jednostek, podczas gdy najmniej popularnym składano zaledwie kilka, a czasami nawet żadnej propozycji. Kiedy grupy były mniejsze, nad atrakcyjność fizyczną ochotnicy przedkładali np. inteligencję. Jeśli wybór jest za duży, podczas szybkiego podejmowania decyzji nie możemy się właściwie oprzeć na czymś innym niż wygląd, a i to nie dostarcza zbyt wielu wskazówek. Za ten stan rzeczy Szkoci "obwiniają" naszą monogamiczną naturę. Gatunki monogamiczne mają bowiem stosunkowo mało trzeciorzędowych cech płciowych, czyli odpowiedników pawiego ogona. Wydaje się zatem, że na szybkich rankach w ciemno można znaleźć raczej partnera do przelotnego związku. Chyba że przez przypadek korzystny wygląd idzie w parze z cechami sprzyjającymi założeniu rodziny... Autor: Anna Błońska