Ekspert z Uniwersytetu Warszawskiego powiedział, że trudniej będzie zmagać się ze zmianami klimatu mieszkańcom biedniejszych regionów świata. Jak powiedział naukowiec, różne świadectwa (np. osady geologiczne) wskazują, że do upadku niektórych bardzo prężnie rozwijających się kultur - np. w Mezopotamii, w rejonie Morza Śródziemnego lub w Ameryce Południowej - przyczyniły się zmiany klimatu. Jedna z hipotez tłumaczy zmianami klimatycznymi również opisany w Biblii potop. Według tej koncepcji, była to seria katastrofalnych powodzi, która ok. 8 tys. lat temu spadła na ludzi, mieszkających w żyznej dolinie między Eufratem a Tygrysem. "Było to po okresie zlodowacenia, który skończył się ok. 10-12 tys. lat temu. Topnienie lodowców, połączone z obfitymi opadami, spowodowało bardzo wysoki stan wód" - wyjaśnił prof. Błażejczyk. Ale nawet mniejsze, tylko powtarzające się przez kilka lat powodzie lub susze, utrudniające uprawy, zmuszały w przeszłości wielu ludzi do migracji, co skutkowało zatrzymaniem rozwoju całych kultur. Niedawno opublikowane przez szwajcarskich naukowców badania fragmentów bardzo starych drzew wskazują, że nie tylko zawirowania polityczne i demograficzne, ale też pogodowe były przyczyną upadku Cesarstwa Rzymskiego. Podobne związki klimatu z cywilizacją można znaleźć np. w historii starożytnych Chin. Zdaniem prof. Błażejczyka, dzisiejsze najbardziej rozwinięte rejony świata nie mają się czego obawiać, bo właśnie niesprzyjające warunki klimatyczne leżały w pewnym sensie u podstaw ich rozwoju. "Wydaje się, że w najstarszych cywilizacjach warunki klimatyczne były na tyle optymalne, iż ludzie tworzący je mogli funkcjonować w komforcie i bezpieczeństwie. Sprawiało to jednak, że nie byli przygotowani na pogorszenie pogody i musieli ulec, kiedy zaczęło się dziać coś odbiegającego od normy. Natomiast ludy, które kiedyś były mniej liczne, musiały się borykać z różnymi warunkami atmosferycznymi, wypracowały więc sposoby przetrwania" - powiedział klimatolog. "Obserwowane obecnie globalne ocieplenie klimatu może spowodować przede wszystkim zaburzenie bilansu wodnego. Oznacza to, że pojawią się rejony, gdzie zapanuje susza, a w innych wody będzie za dużo" - powiedział prof. Błażejczyk. Skutki zachwiania bilansu wodnego można było zaobserwować ostatniego lata, kiedy w Polsce ulewne deszcze powodowały kolejne fale powodziowe, a już niecałe 2 tys. kilometrów od nas, Rosjanie walczyli z katastrofalnymi pożarami, którym sprzyjała trwająca wiele tygodni susza. Drugi poważny problem, który przynoszą nam wahania klimatu to zaburzenia cyrkulacji powietrza. Konsekwencją mogą być porywiste wiatry, czasem o ogromnej sile. "Niby to wszystko już znamy, ale to kwestia częstości występowania. Dopóki takich zdarzeń jest pięć, do dziesięciu w roku, to jakoś sobie radzimy. Ale jeśli nagle, w którymś roku występuje ich 35, to straty dla gospodarki są bardzo znaczące. Poza tym, sama burza może trwać kilkadziesiąt minut, a skutki trzeba usuwać przez kilka miesięcy" - dodał naukowiec. Zauważył przy tym, że nawet nieznaczne wahania klimatu to procesy trwające dziesięciolecia i "nasza technika pozwoli nam na nie zareagować". Według niego, silny wiatr prawdopodobnie wymusi budowę solidniejszych domów i odporniejszych linii energetycznych, a niestabilność hydrologiczna sprawi, że wreszcie nauczymy się magazynować wodę na wypadek suszy i ograniczać ryzyko powodzi powodowanych nadmiernymi opadami. Trudniej będzie ludziom w biedniejszych rejonach świata. Dzisiejsze kataklizmy - powodzie, huragany, susze - najwięcej krzywd wyrządzają w tych krajach, gdzie brak infrastruktury i zasobów państwa uniemożliwia skuteczne akcje ratunkowe i odbudowę zniszczeń. Francuscy badacze szacują, że w 2005 r. na 6 mln migrantów, połowa to były migracje klimatyczne. Taka sytuacja utrzymuje się mniej więcej od 1995 r. Jeśli więc nawet te alarmistyczne prognozy klimatologów sprawdzą się, bogatsze kraje będą musiały nie tylko zmierzyć się z niesprzyjającymi warunkami pogodowymi, ale też z problemem imigracji - zauważył klimatolog.