W filozofii, naukach humanistycznych i psychologii aż do lat 80. XX wieku panowało - z nielicznymi wyjątkami - przekonanie, że emocje odgrywają drugorzędne role, a to co czyni nas, ludzi, wyjątkowymi, to nasza zdolność do racjonalnego, abstrakcyjnego myślenia. Wizja o tyle piękna, co nieprawdziwa. Wszystko zmienił tzw. affective turn, czyli zwrot ku programom badawczym, których celem było zbadanie genezy, rodzajów, funkcji i znaczenia emocji w życiu psychicznym człowieka. Wcześniejsze przekonanie o nadrzędności rozumu, które na ponad trzy stulecia zawładnęło myślą europejską (a w przypadkach niektórych nauk, np. prawnych, wizja ta pokutuje do dzisiaj), wynikało z przyjęcia koncepcji człowieka Oświeceniowego. Czyli racjonalnego, zdolnego do myślenia wolnego od emocji, świadomego swoich potrzeb i środków, którymi może je realizować. George Lakoff i Mark Johnson w książce Philosopy in the Flesh w błyskotliwy sposób podsumowali to, o czym mówią współczesne nauki biologiczne. Odrzucają oni koncepcję oświeceniową. Ich zdaniem nie da się dzisiaj zrozumieć świata, bez wypracowania nowego (obrazu) człowieka. Kim jest taki człowiek? Umysł ucieleśniony Nasz umysł nie jest czymś niezależnym i tajemniczym, oderwanym od ciała i sterującym nim z tylniego siedzenia. Wręcz przeciwnie, działa w ścisłym powiązaniu z ciałem, które ma na niego nieustanny wpływ i zmienia go na bieżąco. Umysł jest też wytworem ewolucji. Nie jest więc dany nam z góry, raz na zawsze, bazuje na wszystkich mechanizmach, które były "na wyposażeniu" naszych mniej cywilizowanych przodków. Mechanizmy te spotykamy również u (innych) zwierząt. Wreszcie, nasz umysł nie jest nawet całkowicie świadomy. W zasadzie jego funkcjonowanie odbywa się poniżej progu świadomości i dopiero końcowe efekty wkraczają w nasze świadome życie. Nie ma też racjonalnego rozumu bez procesów emocjonalnych. Emocje stanowią jedną z najważniejszych przesłanek naszego racjonalnego rozumowania. Nie funkcjonujemy jak kalkulatory, nie przypominamy maszynek do liczenia, ale skomplikowany system poznawczy operujący skrótami, heurystykami, stereotypami, metaforami, a wszystko to w związku z naszym życiem emocjonalnym. Bez wątpienia "długie milczenie" - jak pisał Antonio Damasio, jeden z najwybitniejszych współczesnych badaczy emocji - już się zakończyło i emocjom przyznano należne im miejsce na horyzoncie nauki. Wiemy już, skąd się wzięły emocje. Przyjmując wyjaśnienie ewolucyjne, należałoby powiedzieć, że nasze emocje są adaptacjami, powstałymi po to, by pomóc naszym przodkom przeżyć w środowiskach ancestralnych. Współcześnie żyjemy w epoce cyfrowej, w warunkach, które żadnemu z naszych jaskiniowych przodków, nawet obdarzonemu niewyobrażalnie bujną wyobraźnią, nie mogły się nawet przyśnić. Te warunki nie pozostały bez wpływu na nasze umysły. Przykładem tego wpływu jest pięć nowych emocji, które "wytworzył" stale otaczający nas Internet. Czy jesteś zainstalowany? Pierwsza "nowo wynaleziona" emocja wiąże się z poczuciem bycia “zainstalowanym" przed komputerem, laptopem czy tabletem przez długi czas, gdy właściwie nie mamy praktycznego powodu, żeby tak trwale przyssać się do klawiatury. Trwoniony w ten sposób czas charakteryzuje rozmyty, bezkształtny niepokój z elementami desperacji. To podszyte niepokojem odczuwanie konieczności spędzania czasu przed ekranem monitora jest szczególnie rozpowszechnioną emocją, której "wynalezienie" wiąże się z podłączeniem do sieci. W trakcie takiego "bezcelowego" przesiadywania użytkownik ma zwykle otwarte okno przeglądarki internetowej z kilkoma aktywnymi zakładkami, niedokończony i ciągle edytowany dokument Worda, aktywny profil na serwisie społecznościowym i pocztę elektroniczną. Niepokojące poczucie konieczności bycia "zainstalowanym" ma też swój rytm. Czytanie w takich warunkach dłuższych tekstów sprawia, że statystycznie jesteśmy zdekoncentrowani już przy trzecim akapicie, gdy "musimy" sprawdzić wiadomości na Facebooku czy Gmailu. Ten sposób spędzania czasu polega głównie na automatyzmach, czyli na bezrefleksyjnym odświeżaniu tych samych źródeł informacji, jak gdyby coś miło się wydarzyć. Podczas gdy w rzeczywistości najczęściej nic godnego uwagi się nie dzieje. Osoba spędzająca czas w ten sposób wpada w otępienie, skutkujące depersonalizacją - jesteśmy w stanie zidentyfikować nasze zachowanie jako niepotrzebne i stratę czasu, a jednocześnie nie możemy uwolnić się od nawyku odświeżania tych samych witryn. W następnym kroku prowadzi to do niepokoju, a nawet znudzenia, które trudno jest nam zakończyć. Stresujący brak odpowiedzi Drugą zidentyfikowaną emocją jest gryzące ukłucie niepokoju podczas czatowania, gdy czekamy na odpowiedź dłużej niż trzydzieści sekund. W takiej sytuacji zazwyczaj poszukuje się usprawiedliwień takiego stanu rzeczy, racjonalizuje przerwę w dyskusji lub szuka powodów milczenia drugiej strony we własnym postępowaniu. Nierzadko podczas takich wirtualnych rozmów pojawia się podwyższony rytm serca. W przypadku rozmowy w świecie rzeczywistym doznawanie tego typu emocji wcale nie jest oczywiste. Trzecia typowo "internetowa" emocja jest bardziej gwałtowna i - niestety - mniej zrozumiała, niż dwie pozostałe. Jest nią nagła i irracjonalna wściekłość na przeczytaną odpowiedź na Twitterze. Co ciekawe, odpowiedź na naszego tweeta wcale nie musi być obraźliwa. Może być neutralna lub nawet bardzo przyjacielska. Nie ma to jednak znaczenia, bodziec, który odpowiedzialny jest za pojawienie się wściekłości wcale nie musi kojarzyć się negatywnie, co więcej, wcale nie musi być skierowany do nas personalnie. Potrzeba zabrania głosu Z jeszcze inną reakcją emocjonalną mamy do czynienia, gdy zdajemy sobie sprawę, że zbyt długo przesiadujemy przy komputerze, a jednocześnie czujemy potrzebę konsumowania niepotrzebnych czy nieprzyzwoitych (z jakichkolwiek powodów) informacji, które udostępniają nam nasi wirtualni znajomi. Chodzi tutaj przede wszystkim o informacje "śmieciowe", głupie filmiki, memy itd. Mimo że nikt osobiście nie każe nam przeglądać tego typu treści, to niejako samą naszą obecnością w sieci i iluzorycznym poczuciem bycia częścią społeczności internetowej możemy czuć się do tego zmuszeni. Zdarza się również, że ktoś czuje silną potrzebę zabrania głosu w internetowej dyskusji pod artykułem w elektronicznych mediach czy wpisem na blogu lub portalu społecznościowym. Osoba taka przelewa swoje myśli przez klawiaturę, aż uświadomi sobie, że jej komentarz prawdopodobnie jest zbyt długi. Aby skrócić tekst i sprawić, by był bardziej spójny, użytkownik kilkakrotnie edytuje swój wpis, aż uzna, że trwa to zdecydowanie zbyt długo, a mimo tego komentarz jest daleki od doskonałości. Pojawia się wrażenie, że główna idea, którą miał zawierać wpis, została rozmyta, a każdy następny paragraf jest gorszy od poprzedniego. Znika potrzeba zabrania głosu w dyskusji, w jej miejscu pojawia się wrażenie znużenia lub nawet niemożliwego do zlokalizowania bólu głowy. Osoba taka porzuca niedokończony wpis w jednej z zakładek, przez jakiś czas bezmyślnie przeskakuje z jednej zakładki do kolejnej. Po pewnym czasie wraca do swojego nieopublikowanego wpisu, jakby chcąc się upewnić, że nie zniknął. Czyta go znowu, mniej więcej po raz dziesiąty, po czym zaznacza wszystko i wciska "backspace" lub "delete". Gdy cały tekst znika, użytkownik odczuwa jednocześnie ulgę i bezradność. Przez kilka minut może mu towarzyszyć nawet uczucie rozpaczy. Internet zmienia umysł Te pięć nowych, "internetowych emocji" zrobiło zaskakującą karierę. Sprawiają one sporo problemów badaczom, m.in. dlatego, że w języku angielskim trudno znaleźć słowa, które mogłyby posłużyć za ich nazwy. Klasyfikacja tej piątki nie jest jednak niemożliwa. Pierwsza z opisanych emocji to połączenie niepokoju i rozpaczy. Druga to połączenie niepokoju i męki. Trzecia, gwałtowna emocja to wypadkowa zdziwienia i złości. Czwarta i piąta to kolejno mieszanka wstydu i pożądania oraz rozczarowania i izolacji. W jaki sposób połączyć obserwacje z ewolucyjną genezą emocji? Robert Plutchik, amerykański psycholog, jest autorem jednej z najbardziej wpływowych klasyfikacji emocji. Plutchik założył, że ewolucja wyposażyła nas w osiem podstawowych reakcji emocjonalnych. Są one wrodzone, a ich funkcje są adaptacyjne. Te podstawowe emocje stanowią punkt wyjścia dla powstania innych reakcji emocjonalnych, które są stanami pochodnymi, kombinacjami, związkami emocji podstawowych. To właśnie w taki sposób "Internet mógł wynaleźć emocje". Sprawił, że odczuwamy różne emocje w tym samym czasie, co jest przyczyną pojawienia się stanów emocjonalnych, o których zaistnienie w innych wypadkach byłoby trudniej. W takim wypadku pojawia się szereg dodatkowych pytań. Na przykład: czy pojawienie się nowych emocji jest zjawiskiem pozytywnym, czy negatywnym? Czy długie przebywanie w "sieci" wzbogaca nasze życie emocjonalne, czy wręcz przeciwnie - sprawia, że pojawią się emocje, z którymi trudno nam jest sobie poradzić? Jedno jest pewne, jeszcze do niedawna byliśmy przekonani, że "sieć" może zmienić świat, niewielu spodziewało się za to, że "sieć" zmienia także umysł. "GraniceNauki.pl to serwis popularnonaukowy Centrum Kopernika Badań Interdyscyplinarnych i wydawnictwa Copernicus Center Press". Radosław Zyzik