Mimo że podano go do publicznej wiadomości 6 października br., dopiero kilka dni temu rozpisały się o nim amerykańskie i brytyjskie dzienniki. Czyżby nowe założenia administracji George'a W. Busha były tak mało istotne, że nie warto było o nich wspomnieć od razu? Nie do końca... Kosmos jest tylko nasz "Administracja Busha przedstawiła agresywny projekt, którego celem jest zdominowanie kosmosu poprzez odrzucenie wszelkich nowych zagrożeń mających na celu ograniczyć działania USA w przestrzeni kosmicznej i sprzeciwianie się wszelkim krokom państw, które chciałyby stanąć im na przeszkodzie w eksploracji wszechświata" - zaczyna swój artykuł na ten temat brytyjski "The Independent". "The Washington Post" dodaje, że ten będący swoistą rewizją 10-letniej polityki kosmicznej Stanów Zjednoczonych dokument, neguje wszelkie przyszłe porozumienia o zakazie rozprzestrzeniania broni, które ograniczyłyby swobodę USA. Co więcej, na jego podstawie Stany Zjednoczone mogą do woli przeprowadzać i rozwijać badania i inne przedsięwzięcia w przestrzeni pozaziemskiej, które zapewnią im ochronę narodowych interesów. W pewnych aspektach nowa polityka kosmiczna potwierdza "Doktrynę Busha" z 2002 roku zaprezentowaną podczas przemówienia w akademii West Point i zakładającą zwiększenie nacisku na działania prewencyjne i unilateralne. Można powiedzieć, że to jej kolejny etap. Rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego Frederick Jones tłumaczył, że uaktualnienie tej polityki wiąże się z faktem coraz większej zależności amerykańskiej ekonomii i bezpieczeństwa od tego, co się dzieje w kosmosie. Armia polega na satelitarnych systemach komunikacji i nawigacji. Ale to nie wszystko. Korzystają z nich też użytkownicy komórek, urządzeń GPS, a nawet bankomatów. To ma być jedna z przyczyn "aktualizacji" polityki kosmicznej. Ambitne plany administracji Podkreślenie znaczenia jakie swoboda działalności w kosmosie ma dla bezpieczeństwa USA wyraźnie świadczy o chęci Białego Domu do zwiększenia aktywności pozaziemskiej. Nowa polityka ma wspierać nie tylko plany administracji związane z Księżycem i Marsem, ale też odpowiada na zagrożenia terrorystyczne, które pojawiły się po 11 września 2001 roku. Wśród najważniejszych cywilnych celów wymieniono wprowadzenie, do tej pory zawieszonego, programu "innowacyjnej eksploracji kosmosu przez ludzi i roboty", którego głównym założeniem jest wykorzystanie cywilnych systemów kosmicznych do podnoszenia poziomu wiedzy naukowej na temat Ziemi i wszechświata. Postanowiono też zająć się problemem krążących na orbicie śmieci. Ale to płaszczyzna militarna budzi najwięcej obaw. Na tym gruncie nowa polityka zakłada wprowadzenie na orbitę broni masowego rażenia. Zaprzeczają temu jednak wyżsi urzędnicy administracji dodając, że nowa doktryna ma na celu rozwijanie międzynarodowej współpracy. W rozmowie z "Washington Post" uspokajają, że nie są potrzebne żadne nowe porozumienia o kontroli broni, bo "przecież nie ma żadnego wyścigu zbrojeń". Według niektórych ekspertów cytowanych przez "Independent" nowa doktryna prowadzi Stany Zjednoczone do objęcia bardziej niebezpiecznego kursu w polityce kosmicznej. - Uważam, że stwierdzenie o braku jakichkolwiek ograniczeń w naszych działaniach nie sprzyja bezpieczeństwu - mówi w rozmowie z dziennikiem Theresa Hitchens z waszyngtońskiego Centre for Defence Information. - To znaczy, że nikt nie może ograniczać naszych praw, ale z drugiej strony zaprzecza to prawom innych - dodaje. Hitchens zwróciła uwagę na fakt, ze Stany Zjednoczone nie uczą się na własnych błędach. Nie wykorzystały lekcji z Iraku i ten sam błąd chcą popełnić w kosmosie. Michael Krepon z Centrum Henry'ego L. Stimsona w rozmowie z "Washington Post" zwrócił uwagę na to, że nowa polityka może zwiększyć podejrzenia społeczności międzynarodowej co do planów USA polegających na rozwoju i ostatecznym umieszczeniu na orbicie broni masowego rażenia. - Administracja Clintona otworzyła drzwi prowadzące do prac nad bronią kosmiczną, ale nigdy nic z tym nie zrobiła. Polityka Busha idzie tu o krok dalej - powiedział. USA kontra reszta świata Jak przypomina "Independent" podejście George'a W. Busha do kwestii kosmosu zawsze było bardzo ambitne. Znacznie bardziej niż jego poprzednika. W 2004 roku przedstawił wizję ponownej podróży człowieka na Księżyc, a w dalszej perspektywie wysłanie lotu załogowego na Marsa. W tym samym roku Siły Powietrzne USA przedstawiły bardzo kontrowersyjny plan rozmieszczenia w przestrzeni okołoziemskiej broni laserowej. Na początku 2006 roku Pentagon szukał pieniędzy w Kongresie na sfinansowanie badań broni kosmicznej. Co prawda w upublicznionych fragmentach dokumentu, o którym mowa, nie ma ani słowa o uzbrajaniu kosmosu. Można w nim jedynie przeczytać, że priorytetami Stanów Zjednoczonych są "zwiększenie (ich) kosmicznego przywództwa" i "obrona narodowych interesów w przestrzeni kosmicznej". Równocześnie - jak zauważa brytyjski dziennik - doktryna uznaje, że bezpieczeństwo państwa w niezwykle istotny sposób zależy od potencjału znajdującego się w kosmosie. Mimo że na forum ONZ postulowano ograniczenie zmilitaryzowania kosmosu Stany Zjednoczone jako jedyne sprzeciwiały się tym planom. Co w tej sytuacji zrobią inne kraje, które chcą korzystać z potencjału kosmosu? Można być pewnym, że już szykują odpowiedź.