Tworzenie jak najcichszych aut jako główna zasada projektowania motoryzacyjnego to de facto prawdziwe zagrożenie dla bezpieczeństwa ruchu - przekonuje Horswill. Australijczyk wyjaśnia, że inżynierowie i producenci starają się zmniejszać natężenie hałasu wewnątrz samochodu, ponieważ wychodzą z założenia, że rozprasza on kierowcę, zaburza odbiór muzyki czy przeszkadza pasażerom w oglądaniu filmu. W ten sposób systematycznie eliminuje się wskazówki, na podstawie których ludzie oceniają rozwijaną prędkość. Przez to zaczynają się czuć bezpieczniej i mają wrażenie poruszania się z mniejszą szybkością. Ale samo zagrożenie, oczywiście, nie znika. Badacze z Queensland pokazywali ochotnikom dwa nagrania. Ich zadanie polegało na ocenie prędkości. W jednej sytuacji słychać było rzeczywisty hałas, w drugim przypadku jego natężenie zmniejszono o 5 decybeli. Pierwszy scenariusz odpowiadał jeździe niewyciszonym samochodem, w którym otwarto okna, a drugi to przejażdżka dobrym wozem z zamkniętymi oknami. Kiedy hałas w aucie jest mniejszy, ludzie sądzą, że jadą o jakieś 5 km na godzinę wolniej. Horswill opowiada, że wpadł na pomysł eksperymentu po jeździe luksusowym autem, które wypożyczono kiedyś jego zespołowi badawczemu. Bardzo szybko przekroczyli wtedy dozwoloną prędkość, w dodatku w ogóle o tym nie wiedząc, bo w środku było naprawdę przyjemnie, a ruch prawie niedostrzegalny. Opisane rezultaty potwierdzają wyniki wcześniejszych badań. W przeszłości Horswill przedstawiał ludziom nagrania sytuacji jazdy samochodem z punktu widzenia kierowcy. Manipulowano dźwiękami słyszanymi wewnątrz, raz je przyciszając, raz podgłaśniając. Ochotników pytano, czy pojechaliby szybciej, czy wolniej od sfilmowanego kierowcy. Jak łatwo się domyślić, gdy dźwięki wyciszano, ludzie chcieli jechać prędzej, a gdy podgłaśniano, wybierali mniejszą prędkość. Autor: Anna Błońska