Prezentowane informacje uzyskano dzięki rozesłanej do lekarzy ankiecie. Wzięcie udziału w badaniu zaproponowano 1200 lekarzy specjalizujących się w reumatologii i leczeniu chorób wewnętrznych. Spośród 679 medyków, którzy odpowiedzieli na zadane pytania, aż połowa (46-58%, w zależności od formy zadawanych pytań) przyznała, że regularnie przepisuje placebo. Jeszcze większy odsetek, aż 62%, uważa tę praktykę za etycznie dozwoloną. Autorzy ankiety dostrzegają, niestety, pewien istotny problem. Okazuje się, że zaledwie 3% uczestników badania rzeczywiście przepisuje swoim pacjentom placebo, czyli związki neutralne dla organizmu, ale wpływające na stan zdrowia pacjenta dzięki samemu faktowi przyjmowania leku. Jak tłumaczy główny autor publikacji, dr Farr A. Curlin, większość ludzi, słysząc słowo "placebo", myśli o czymś w rodzaju tabletki wykonanej z cukru. Tymczasem lekarze mogą stosować terapie, które mogą wywoływać pewne efekty, nawet jeśli oni sami myślą, że nie będą one wywierały innego wpływu na pacjenta niż wywołanie efektu placebo. Wyniki ankiety mogą być dla wielu osób zatrważające. Aż 41% medyków przepisywała swoim pacjentom powszechnie dostępne środki przeciwbólowe, 38% proponowało im witaminy, a co ósmy - antybiotyki lub środki uspokajające. Co ciekawe, tylko jeden na dwudziestu lekarzy przyznających się do stosowania placebo w swojej pracy definiuje ten typ substancji zgodnie z jego klasyczną definicją. Aż 68% z nich opisuje placebo raczej jako "potencjalnie korzystny lek" lub "formę leczenia, która nie jest rutynowo stosowana w przypadku danej choroby". To szara strefa - podsumowuje sytuację krótko dr Curlin. To nieetyczne, by aktywnie wprowadzać w błąd pacjentów. Ale jeśli lekarze przepisują coś, co ich zdaniem pomoże, ale nie czują, że należałoby wytłumaczyć rzeczywisty powód, dla którego to coś powinno zadziałać, mamy do czynienia z szarą strefą. Co ciekawe, badacz przyznaje jednocześnie, że sam stosuje czasem podobne metody. Daję ludziom informacje, które - moim zdaniem - osoba rozsądna chciałaby poznać. Staram się być tak szczery, jak to tylko możliwe. Są czasem takie sytuacje, kiedy mówię pacjentowi "tak, myślę, że to może pomóc, dlaczego nie spróbować?", kiedy nie mam pewności, że [dany lek] pomoże w danej sytuacji. Jak podkreśla Curlin, kluczowym czynnikiem jest tutaj sam fakt, że terapia powinna pomóc: efekt placebo to prawdziwy efekt. Ludzie czują się lepiej. Moim zdaniem jest to akceptowalne, ale tylko wtedy, gdy nie oszukuje się czynnie pacjenta. Podobnego zdania jest dr David Spiegel, ekspert z zakresu psychiatrii pracujący na Uniwersytecie Stanforda. Zaznacza, że omawiana technika jest częścią starej, ale dobrej tradycji w medycynie. Lekarz powołuje się na prastarą zasadę przyświecającą lekarzom od starożytności: podstawowa zasada brzmi: po pierwsze, nie szkodzić. Jeżeli nie ma toksyczności, a lek robi coś dobrego, wówczas istnieją przesłanki na poparcie jego zastosowania. Nieco bardziej krytycznie podchodzi do sprawy dr Andrew Leuchter, zastępca dziekana w szkole medycznej Uniwersytetu Kalifornijskiego. Podstawą do oceny, jaka terapia jest dozwolona, jest jej pełna jawność w stosunku do pacjenta. Dodaje: jeżeli wytłumaczy się pacjentowi, co się robi i dlaczego, wtedy wszystko jest w porządku. Jeżeli zwodzisz pacjenta, wówczas jest to istotny problem. Zdaniem Leuchtera, prawidłowa informacja o podawaniu placebo powinna brzmieć mniej więcej tak: nie istnieje racjonalny medyczny dowód, że ta tabletka jest efektywna w leczeniu pana/pani choroby, ale niektóre osoby przyjmujące tę tabletkę twierdzą, że czują się dzięki niej lepiej. Dr Spiegel broni swojego stanowiska, twierdząc, że zastosowanie efektu placebo wcale nie musi równać się kłamstwu. Możesz mówić ludziom, że leczenie może im pomóc, a to nie jest kłamstwem. Lekarz zaznacza również, że najważniejsze jest wyleczenie pacjenta, którego osiągnięcie w ten sposób jest, jak najbardziej, możliwe: robisz to, bo może to pomóc pacjentowi, i część pacjentów zareaguje. Szczególnie w chorobach, gdy nie istnieje wiele metod leczenia, czy etyczne jest rezygnowanie właśnie z tej?. Problem "udawanej" terapii z pewnością nie jest łatwy do rozwiązania. Ciężko o wyznaczenie granicy między oszustwem z jednej strony i angażowaniem sił pacjenta z drugiej. Idealnie byłoby, oczywiście, gdyby pacjent wiedział możliwie wiele na temat swojego leczenia... tylko jak to zrobić, by nie zaprzepaścić "magii" efektu placebo? Autor: Wojciech Grzeszkowiak