Pierwsze koncepcje dotyczące istnienia innych światów pojawiły się już w starożytności. W latach 60-tych ubiegłego wieku w literaturze science fiction pojawił się natomiast termin wieloświat (ang. multiverse) jako określenie zbioru wszystkich możliwych światów, jakkolwiek wyrażenie to miało pierwotnie oznaczać tylko dostępny nam poznawczo fragment Wszechświata (ang. universe). Współcześnie dla uniknięcia niejasności przyjęto, że "wszechświat" oznacza obszar, w którym obowiązują określone prawa fizyczne, zaś "wieloświat" jest hipotetycznym zbiorem wszystkich możliwych wszechświatów. Jak na obiekty istniejące raczej hipotetycznie, wieloświaty sprawiają naukowcom wiele kłopotów, szczególnie, że mogą być rządzone przez zaskakujące prawa fizyki. Na przykład jeden z wieloświatów został opisany w 11-wymiarowym rozszerzeniu tzw. teorii strun. Mówi ona, że to, co fizycy nazywają "cząstką" w rzeczywistości wcale nią nie jest. Są to raczej rozciągłe obiekty, przypominające kawałki strun o niewiarygodnie małych rozmiarach (rzędu 10 -35 m) i zawierające ukryte wymiary. Wszechświaty, nasz i inne, są efektem interakcji pomiędzy tymi strunami. Jednak coraz częściej pojawia się pytanie, czy rozważania dotyczące wieloświatów mają sens? Fizyka bada rzeczywistość tylko w zakresie dostępnym ludzkiemu poznaniu. Dowiedzenie istnienia innych wszechświatów, z którymi ludzie nie mogą mieć bezpośredniego kontaktu, jest niemożliwe. Profesor Leszek Sokołowski z Obserwatorium Astronomicznego Uniwersytetu Jagielońskiego również zwraca uwagę, że "wieloświat" jest zasadniczo niedostępny badaniom empirycznym, przez co nie można określić wartości jego niektórych stałych fundamentalnych. W związku z tym może okazać się, że znane i funkcjonujące w naszym wszechświecie prawa fizyki mają ograniczoną moc prognozowania i nie są uniwersalne. - Może to oznaczać, że będziemy wiedzieć iározumieć mniej, niż dziś zakładamy - mówi profesor Sokołowski. - Znowu staniemy przed kluczowym pytaniem, dlaczego nasza metagalaktyka jest taka, jaka jest. - Istnieje jednak pewne wyjście - dodaje naukowiec. - Można je nazwać "antykopernikańską" rewolucją w nauce. Wymaga ono przyjęcia, że więcej niż do tej pory zakładaliśmy, zależy od człowieka, a dokładniej od tego, jak opisuje on i rozumie rzeczywistość. Takie założenie pozwoli nam bowiem wyjaśnić, na ile teorie i prawa fizyczne są uzależnione od ludzi, jako ich konstruktorów. Pozwoli też lepiej zrozumieć nie tylko nasz, ale też wszystkie inne światy.