Do tragedii doszło w środę, około godziny 22, na ulicy Puławskiej w Warszawie. Jak poinformował Mariusz Mrozek z zespołu prasowego KSP, wstępnie ustalono, że samochód jadący od ulicy Wałbrzyskiej stracił przyczepność na nierówności znajdującej się na drodze i uderzył w filar wiaduktu. Jak podała Gazeta.pl nie wiadomo, kto prowadził samochód. Biegli będą musieli ustalić czy za kierownicą ferrari siedział Maciej Zientarski czy Jarosław Zabiega. Auto rozpadło się części i stanęło w płomieniach. Zabiega zginął na miejscu, Zientarskiego przewieziono do szpitala - jego stan jest bardzo ciężki, ale stabilny. Policjanci na razie nie chcą wypowiadać na temat przyczyn wypadku. - Okoliczności będą wyjaśniać biegli. Szczegółowe analizy pozwolą ustalić m.in. czy dziennikarze zachowali wszystkie środki bezpieczeństwa, czyli czy m.in. mieli zapięte pasy - powiedział Mrozek. Podkreślił także, że na trasie którą jechali dziennikarze są oznaczenia informujące o nierównościach i ograniczeniu prędkości do 50 km/h. Dodał, że nie ustalono jeszcze z jaką prędkością jechał samochód. - Wstępnie można stwierdzić, że była ona większa o tej dozwolonej na tym odcinku drogi - powiedział Mrozek. Także Agata Choińska z Zarządu Dróg Miejskich w Warszawie powiedziała, że miejsce w którym doszło do wypadku jest dobrze oznakowane. Na ulicy Puławskiej obowiązuje ograniczenie prędkości do 50 km/h. Mimo to w ciągu ostatnich lat doszło tam do kilku poważnych wypadków samochodowych. W 2006 r. zginęły w tym miejscu dwie osoby. W pierwszym przypadku rozpędzone auto trafiło na uskok i uderzyło w betonowy filar wiaduktu - kierowca zginął na miejscu. Tydzień później gdy na miejscu wypadku dwaj jego koledzy zapalali znicze, w jednego z nich uderzył rozpędzony samochód. Choińska przyznała że, na odcinku od Al. Wilanowskiej do ul. Poleczki dokonano przeglądu nawierzchni i ustalono, że ulica wymaga remontu. - W 2007 roku udało się wyremontować jezdnię w kierunku centrum. Remont jezdni na tym odcinku w kierunku Piaseczna zaplanowany jest na przełomie kwietni i maja tego roku - dodała Choińska. Zientarski, syn znanego dziennikarza i eksperta motoryzacyjnego Włodzimierza Zientarskiego, prowadzi m.in. V Max w cyfrowym Polsacie, jest też współtwórcą programu "Pasjonaci". Jarosław Zabiega, jak poinformował "Super Express" zaczął pracować w "SE" w grudniu 1998 r. "Jako młody chłopak ścigał się w rajdach samochodowych, fascynował się motoryzacją. Był wszechstronnie utalentowany. Ciekawy świata. Wszędzie go było pełno. Miał niespożytą energię i pełno pomysłów. Grał na fortepianie, świetnie jeździł na nartach, był coraz lepszym tenisistą". "Prędkości się nie bał, ale kierował bezpiecznie i z głową. Latał po całym świecie, żeby na samochodowych targach wypatrywać nowości w motoryzacji, które przekazywał potem z polotem czytelnikom Super Expressu. Za kilka dni, jak co roku wybierał się na salon do Genewy" - napisał w swoim komunikacie "SE". Uwaga! Siostra Macieja Zientarskiego zwróciła się z apelem o oddawanie krwi dla brata. Chodzi o grupę krwi A Rh+. Podajemy punkty, gdzie najszybciej można przekazać krew w Warszawie: - Regionalne Centrum Krwiodastwa, ul. Saska 63/75, Warszawa, czynne od godz. 7. do godz. 17. - Szpital na Lindleya (od Nowogrodzkiej) - dziś i jutro czynny od godz. 7. do godz. 17. Z policyjnego śledztwa wynika, że kierowcą ferrari 360 modena, które rozbiło się w środę w Warszawie, był Maciej Zientarski - dowiedział się "Wprost". Świadkowie kilka minut przed wypadkiem widzieli, jak dwaj dziennikarze wsiadają do samochodu. Tymczasem prokuratura jeszcze wczoraj twierdziła, że nie wiadomo, kto prowadził auto. - Z zeznań jednego ze świadków wynika, że kilka minut przed godz. 22.00 ferrari stało zaparkowane przy ul. Madalińskiego na Mokotowie. Osoba ta widziała, jak za kierownicą zasiadł Maciej Zientarski, a dziennikarz "Super Expressu", który zginął w wypadku - na fotelu pasażera - mówi nam funkcjonariusz pracujący przy sprawie. Hipotezę tą mają potwierdzić kolejne badania. - Lekarze określą na podstawie odniesionych obrażeń, który z mężczyzn uderzył o kierownicę - mówi funkcjonariusz drogówki. I dodaje, że oględziny wraku auta nie dadzą jasnej odpowiedzi na pytanie, kto prowadził samochód. Słuchaj Faktów RMF.FM