Prok. Zwoliński wyjaśnił, że śledztwo jest prowadzone w kierunku sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu. Zgodnie z art. 174. kk par. 1. "Kto sprowadza bezpośrednie niebezpieczeństwo katastrofy w ruchu lądowym, wodnym lub powietrznym, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8". Prokuratura zleciła policjantom ze Starych Babic poszukiwanie sprawcy. Do zdarzenia doszło 15 września. Śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego został skierowany w późnych godzinach wieczornych ma autostradę A2 w okolice Grodziska Mazowieckiego. Doszło tam do poważnego wypadku, w którym miało uczestniczyć wiele samochodów. Okazało się, że osoby poszkodowane - poza jedną, która odmówiła - nie wymagały transportu śmigłowcem. "Kiedy wracaliśmy na lotnisko, w okolicach Starych Babic, dostałem strzał w oko. Promień wpadł przez boczne okno. Od razu poinformowałem o tym pilota. Po chwili promień trafił mnie po raz drugi w oczy" - mówi w rozmowie lekarz LPR dr. Mariusz Mioduski. Podkreśla, że kiedy śmigłowiec kontynuował lot, był przez długi czas oświetlany laserem. "Na szczęście laser nie oślepił pilota. Nietrudno sobie wyobrazić, co mogło się wydarzyć. Gdyby pilot stracił panowanie nad maszyną, runęlibyśmy na domy, nad którymi lecieliśmy" - dodaje Mioduski. Lekarz doznał uszkodzenia w lewym oku. Na prawe również bardzo źle widział. Podkreśla, że w takim stanie nie mógłby zapewnić opieki osobie poszkodowanej, gdyby była na pokładzie helikoptera. Kapitan załogi od razu zgłosił sprawę na policję. Wskazał miejsce, w którym mogła znajdować się osoba używająca lasera. Dr Mioduski przyznaje, że nie był to pierwszy raz, kiedy śmigłowiec LPR został oświetlony laserem. "W ostatnich trzech latach mieliśmy ok. 10 takich przypadków" - informuje. "Wcześniej raczej się nam nie zdarzały" - dodaje. W jego ocenie najczęściej do oświetleń laserem dochodzi koło lądowisk przy szpitalach. Lekarz wciąż nie widzi na jedno oko. W drugim widzenie zakłócają błyski. Jest wciąż pod opieką specjalistów.