Prokuratura, a także pełnomocnik rodziny ofiary wnieśli o wymierzenie oskarżonemu kary dożywocia. - W sprawie zwraca uwagę, że ofiara w sposób bezgraniczny zaufała oskarżonemu, za co zapłaciła najwyższą cenę (...), logiczne powiązanie poszlak wyklucza wersję inną niż prokuratury - mówiła przed sądem prokurator Małgorzata Mróz. - Gratuluję prokuraturze spokoju i opanowania w przekonaniu, że Arkadiusz B. stoi za zbrodnią. Pewności takiej nie ma i nigdy nie było - ripostował obrońca oskarżonego, mec. Zbigniew Jewdokin, który wniósł o uniewinnienie swego klienta od zarzutu zabójstwa. Sprawa tragiczna i tajemnicza Proces rozpoczął się w styczniu 2008 r. i od początku miał charakter poszlakowy. - To sprawa tragiczna i tajemnicza - przyznawał w czwartek przed sądem mec. Tomasz Krześniak, pełnomocnik rodziny kobiety, która według niego i prokuratury została zamordowana, zaś zdaniem obrony jest zaginiona. Prokuratura zarzuca B., że zamordował Edytę W., którą wcześniej nakłonił do pożyczenia mu ponad 70 tys. zł. Do zabójstwa miało dojść z 10 na 11 listopada 2005 r. w Warszawie w mieszkaniu wynajmowanym przez Arkadiusza B. Do tej pory jednak nie udało się odnaleźć ciała kobiety. Technicy policyjni odnaleźli później jedynie niewielkie ślady jej krwi w łazience mieszkania. Prok. Mróz w swej mowie po kolei wyliczała poszlaki, w jej ocenie obciążające Arkadiusza B. Wskazywała, że oskarżony od początku znajomości z Edytą W. okłamywał ją, mówił, że prowadzi firmę, a jego rodzice mieszkają we Włoszech. Jednocześnie utrzymywał kontakty z innymi kobietami. Prokurator wskazała też, że B. był ostatnią osobą, z która kontakt miała Edyta W. - Mieszkanie zostało wynajęte w ściśle określonym celu pozbawienia życia ofiary, a oskarżony kierował się chęcią zysku - mówiła. Już po 10 listopada oskarżony poruszał się samochodem ofiary, przez kilka dni wietrzył wynajmowane mieszkanie, miał także spłacić część swoich zobowiązań finansowych. - Postępowanie oddało profil osobowościowy oskarżonego, dowiodło ono umiejętności zdobywania przez niego zaufania kobiet i jego licznych kłamstw. Cechy charakteru nie są przedmiotem oceny prawnej, ale składają się na ocenę motywacji i zamiarów oskarżonego - zaznaczała prokurator. Dożywocie? - " trzeba mieć pewność absolutną" Mec. Jewdokin zaznaczył zaś, że "aby żądać dożywocia, trzeba mieć pewność absolutną". - Oskarżony posługiwał się nieprawdziwymi informacjami, bo miał wyobraźnię i taki był jego sposób na życie, ale czy z tego można wnioskować morderstwo? - mówił i dodał, że co roku w Polsce tysiące ludzi staje się zaginionymi, jest porywanych. Dodawał, że akt oskarżenia opiera się na przypuszczeniach, a opis zarzucanego zabójstwa jest bardzo lakoniczny - nie jest znany dokładnie jego moment, przebieg oraz sposób ukrycia ciała. - Nie jestem przekonany czy nie zabił, nie jestem też przekonany czy zabił, wątpliwości musimy rozstrzygnąć na korzyść oskarżonego - zaznaczał mecenas. Prokuratura dowodziła, że Edyta W. prowadziła ustabilizowany tryb życia, miała bardzo dobrze płatną pracę i utrzymywała ciągłe i bliskie kontakty z rodziną oraz przyjaciółmi. Z oskarżonym planowała ślub. Dlatego inne hipotezy niż morderstwo są - według oskarżycieli - nieprawdopodobne. Ponadto B. jest oskarżony o oszustwo, ukrywanie dokumentów Wojskowej Agencji Nieruchomości, gdzie był zatrudniony na umowę zlecenie jako archiwista i posiadanie bez zezwolenia amunicji do pistoletu gazowego. Grożą mu za to drobniejsze kary więzienia. Sąd ma wydać wyrok w sprawie 29 lipca.