Tytuł ekspozycji to "Portret bez twarzy". "Umiejętność uchwycenia złożoności charakteru osoby portretowanej, oceniania nie tylko na podstawie ekspresji twarzy, ale także m.in. dzięki uchwyceniu relacji fotografowanego człowieka z otaczającą scenerią" - to cechy Krzysztofa Gierałtowskiego - mówił podczas czwartkowego otwarcia wystawy dyrektor Zamku Królewskiego prof. Andrzej Rottermund. Podkreślił, że prezentacja ta to "ważne wydarzenie w życiu kulturalnym stolicy". Sam Gierałtowski tak charakteryzuje własny stosunek do sztuki portretowania: "Każdy ma oczy, usta i nos. Ale dopiero utrwalony grymas, błysk oka, struktura twarzy czy obecność "przedmiotu magicznego+ (...) pozwalają stworzyć subiektywny portret człowieka". - Portret subiektywny nie ma roszczeń do prawdy obiektywnej - zaznacza artysta. Na wystawie obejrzeć można portrety, widzianych oczami Gierałtowskiego, m.in.: reżysera Andrzeja Wajdy, aktorów Daniela Olbrychskiego i Mai Komorowskiej, reportera Ryszarda Kapuścińskiego, ks. Józefa Tischnera, malarzy Zdzisława Beksińskiego, Jerzego Dudy-Gracza i Edwarda Dwurnika, filozofa Leszka Kołakowskiego, poetów, prozaików i dramaturgów Czesława Miłosza, Wisławy Szymborskiej, Tadeusza Konwickiego, Leopolda Tyrmanda, Jerzego Kosińskiego, rzeźbiarki Magdaleny Abakanowicz, boksera Jerzego Rybickiego. Fotografie powstawały na przestrzeni ponad czterech dekad - od początku lat 70. Zdjęcie Andrzeja Wajdy pochodzi z drugiej połowy lat 70., gdy reżyser, w Starym Teatrze w Krakowie, pracował nad przedstawieniem "Z biegiem lat, z biegiem dni...". - Chodziłem za Wajdą przez dwa tygodnie. Wreszcie uchwyciłem moment, kiedy był na proscenium, podpierał brodę ręką, obserwował grę aktorów. Podbiegłem, rozsunąłem zasłony, przez co uzyskałem "błogosławiące+ go światło" - wspominał w czwartkowej rozmowie z PAP Gierałtowski. Bokser Jerzy Rybicki został sfotografowany we własnym salonie. "Wytapetował cały salon, łącznie z sufitem, kupioną w Peweksie tapetą w lilie" - opowiadał fotograf. Na zdjęciu Józefa Czapskiego, malarza i pisarza związanego z redakcją "Kultury" w Maisons-Laffitte, główny akcent położony został nie na twarz, lecz na dłonie. "Ręce arystokraty" - mówi Gierałtowski. Gdy fotograf pracował nad zdjęciem Czapskiego, ten w pewnym momencie zasnął na chwilę. - Zobaczyłem wtedy, jak leżą, spokojnie, dwie piękne dłonie - opowiadał artysta. Na zdjęciach prezentowanych na wystawie są nie tylko ludzie znani. Gierałtowski sfotografował też np. stewardesę, z którą leciał kiedyś samolotem. - Była sympatyczna, zafascynowała mnie też jej dziewczęcość - wspominał w czwartek. Pytany, czy na wystawie są jego ulubione zdjęcia, a jeśli tak - to które, artysta zaznaczył: "Zawsze moim ulubionym zdjęciem jest to ostatnie". Najnowsze, do obejrzenia na wystawie, to "praca", która nie jest autorstwa Gierałtowskiego. - To skan mojego ciała, wykonany w związku z operacją stawów biodrowych. Uznałem, że to bardzo urodziwy obraz - powiedział fotograf. Ekspozycja, która na Zamku Królewskim czynna będzie do 17 listopada, została zorganizowana w związku z 75. rocznicą urodzin artysty. Organizatorem wystawy jest Fundacja Rozwoju Fotografii. Krzysztof Gierałtowski (ur. 1938) to jeden z najbardziej uznanych reprezentantów współczesnej fotografii polskiej. Studiował m.in. w łódzkiej Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej i Filmowej (1961-64). Fotografuje od 1961 roku, prace wystawia od 1963 roku. Prezentował je na licznych wystawach indywidualnych i zbiorowych w renomowanych muzeach i galeriach w kraju i za granicą. Ryszard Kapuściński pisał o nim: "Jest jednym z nielicznych w Polsce, a także jednym z nielicznych na świecie, który poświęcił się portretowi tak świadomie i z taką konsekwencją. Człowiek jest jego pasją wyłączną. I to nie człowiek w stosunku do innych ludzi, ale w stosunku do samego siebie, sam w sobie ciekawy".