Tragiczne wydarzenia rozegrały się wczesnym popołudniem. Przegubowy autobus linii 186, którym w kierunku Żoliborza jechało 40 osób, przebił barierki na wiadukcie i przełamał się na pół, a jego przednia część - wraz z pasażerami - spadła z wysokości około pięciu metrów. Zginęła pasażerka autobusu mająca około 70 lat. Zmarła, zanim na miejsce zdążyło przyjechać pogotowie. Poszkodowane zostały w sumie 22 osoby: 17 z nich trafiło do stołecznych szpitali Bielańskiego, Praskiego, na Lindleya i na Solcu, a jedna do placówki w Grodzisku Mazowieckim. Co najważniejsze, życiu rannych, również tych w najpoważniejszym stanie, nic nie zagraża - takie zapewnienie usłyszał dziennikarz RMF FM Mariusz Piekarski od wiceministra zdrowia Waldemara Kraski. Dorota Gałczyńska-Zych, dyrektor Szpitala Bielańskiego, do którego trafiły dwie ranne kobiety i mężczyzna, powiedziała natomiast dziennikarzom, że poszkodowani mają "najczęściej urazy wielonarządowe". O godz. 21.15 zakończyły się działania służb na moście Grota-Roweckiego - poinformowała rzeczniczka stołecznego ratusza Karolina Gałecka. Jak dodała, ruch kołowy został przywrócony.Miejsce wypadku zabezpieczono wieczorem betonowymi barierami - poinformowała w czwartek wieczorem stołeczna GDDKiA. Nieoficjalnie: Kierowca miał bardzo wysoką gorączkę Wśród poszkodowanych jest kierowca autobusu, dwudziestokilkuletni mężczyzna, który ze złamaniem trafił do Szpitala Bielańskiego. W momencie wypadku kierowca był trzeźwy. Jak dowiedział się reporter RMF FM Krzysztof Zasada, mężczyźnie zrobiono już pierwsze badania moczu, by stwierdzić, jakie ewentualnie środki zażywał i czy mogły one wpłynąć na prowadzenie przez niego pojazdu. Wyniki muszą być jeszcze zweryfikowane badaniami laboratoryjnymi. Jak wynika natomiast z nieoficjalnych ustaleń Krzysztofa Zasady, badania wykazały, że kierowca miał 39 stopni gorączki. Ta informacja może potwierdzać hipotezę o tym, że powodem wypadku było zasłabnięcie mężczyzny. Właśnie tę hipotezę za najbardziej prawdopodobną uznaje policja. O zasłabnięciu kierowcy mówili również uczestnicy wypadku. Rozmówca TVN24 przytoczył relację swego brata, który jechał autobusem linii 186: "Mówił, że kierowca był spóźniony i podobno zasłabł. Ze stresu? Nie wiem. I się 'wpasował' w te barierki. Z tego, co mówił, to (kierowca) jechał około 80 km/h. I w sumie widać: musiał (z taką prędkością) jechać, żeby barierkę strącić". Nieoficjalnie wiadomo, że w spółce Arriva, do której należał autobus, kierowca pracował od roku. Do wypadku doszło, kiedy kończył swoją zmianę. Rzecznik prasowy warszawskiego ZTM Tomasz Kunert zaznaczył, że "czas pracy kierowcy na pewno nie był przekroczony". Kierowca został już przesłuchany Jak dowiedział się reporter RMF FM Mariusz Piekarski, kierowca autobusu został już wstępnie przesłuchany przez policję. Podczas tego krótkiego pierwszego przesłuchania powiedział policjantom, że nie pamięta momentu wypadku i nie wie, jak do niego doszło. Mężczyzna został formalnie zatrzymany, w szpitalu pilnują go policjanci. Nie wynika to jednak z faktu, że miałby usłyszeć zarzuty czy że odpowiada za wypadek - a jedynie ze względów formalnych: prokuratura bowiem najprawdopodobniej będzie prowadziła śledztwo w kierunku sprowadzenia katastrofy w ruchu lądowym. Edyta Bieńczak Czytaj w RMF FM