Nowe informacje na temat mężczyzny, który w sobotę wszedł na pomnik smoleński, przekazał rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie prokurator Szymon Banna. Jak dowiadujemy się, Krzysztof B. usłyszał zarzut stworzenia sytuacji mającej wywołać przekonanie o istnieniu zagrożenia dla życia lub zdrowia wielu osób i w efekcie wywołanie czynności policji, wiedząc, że takie zagrożenie nie istnieje oraz zmuszenia groźbą interweniujących funkcjonariuszy policji do określonego zachowania. Czytaj też: Warszawa: Alarm bombowy w trzech komisjach wyborczych Warszawa: Wszedł na pomnik smoleński, twierdził, że ma bombę Prokurator Szymon Banna poinformował również, że mężczyzna został objęty policyjnym dozorem. Wcześniej śledczy potwierdzili, że mężczyzna nie miał przy sobie żadnego ładunku wybuchowego. Kiedy w sobotę około godziny 10 zamaskowany mężczyzna wszedł na pomnik smoleński na Placu Piłsudskiego, zagroził, że się wysadzi. Wszedł na samą górę monumentu upamiętniającego ofiary tragedii z kwietnia 2010 roku. Policja zadecydowała o zamknięciu placu i ulic przyległych. Na miejscu działali policyjni negocjatorzy i kontrterroryści, w sumie zaangażowanych było kilkuset funkcjonariuszy. Policja apelowała, by mieszkańcy nie zbliżali się do Placu Piłsudskiego - o czym informował w Polsat News rzecznik Komendy Stołecznej Policji podinspektor Sylwester Marczak. Po rozmowie z negocjatorem, mężczyzna zszedł z pomnika, został obezwładniony i zatrzymany. Trafił do wydziału do walki z terrorem kryminalnym i zabójstw. Do godziny 16 w sobotę trwały działania mające wyjaśnić, co znajdowało się w plecaku przyniesionym przez mężczyznę. Policja nie zdradziła narodowości zatrzymanego. W poniedziałek został przekazany do dyspozycji prokuratury. Wszedł na pomnik smoleński. Prokuratura przekazała nowe informacje Prok. Banna zaznaczył, że w toku śledztwa ustalono, iż mężczyzna w sobotę nie posługiwał się urządzeniem wybuchowym, ani innym niebezpiecznym narzędziem. - Mężczyzna w dniu dzisiejszym złożył wyjaśnienia w prokuraturze. Z uwagi na konieczność zapewnienia prawidłowego toku postępowania prokurator zostawiał wobec niego środki zapobiegawcze w postaci dozoru policji z obowiązkiem stawiennictwa w wyznaczonej jednostce policji - dodał. Jak dowiedziała się Polska Agencja Prasowa, mężczyzna stojąc na pomniku, nie miał żadnych postulatów oprócz tego, że chciał jedynie dostać mikrofon i głośnik. W reklamówce miał kilka kabli i zapalnik, które okazały się atrapą. Za czyn ten Krzysztofowi B. grozi kara od sześciu miesięcy do ośmiu lat pozbawienia wolności. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!